Część V wspomnień
cz. 4. Antoni Stankiewicz. Praca w III Rzeszy u Franza Grolla
cz. 5. Antoni Stankiewicz. Praca w III Rzeszy. Kapitulacja Niemiec
cz. 6. Antoni Stankiewicz, Praca w III Rzeszy. Między pracą a pracą
zobacz też: Kulików - miejsce urodzenia
Po kapitulacji III Rzeszy do bambra nie wróciłem. cz. 5. Antoni Stankiewicz. Praca w III Rzeszy. Kapitulacja Niemiec
cz. 6. Antoni Stankiewicz, Praca w III Rzeszy. Między pracą a pracą
zobacz też: Kulików - miejsce urodzenia
Podjąłem pracę u właściciela restauracji, masarni i rolnika jednocześnie - pana Jelihonca vel Jelechowicza?
Najprawdopodobniej było to już po 12 czerwca 1945 roku.
Po tych
wszystkich wydarzeniach, z biegiem czasu poszły w zapomnienie nasze urazy, a
życie się toczyło nadal. Obarczeni
rytmem obowiązków jakie wynikały z podziału pracy w gospodarstwie rolnym,
powoli zapominaliśmy o przykrych zajściach. Nadal spotykaliśmy się, jak dawniej w każdą niedzielę w Neunburgu, łakomi wiadomości z frontu, ze świata. Amerykanie
zrzucali ulotki z samolotów, przekazując nam informacje o postępach przesuwania
się frontu rosyjskiego na Zachód, a zachodniego na Wschód. Wiadomości
przechwytywane były coraz bardziej optymistyczne, dawały nadzieję o zbliżającym
się zakończeniu wojny.
Wylądowanie wojsk amerykańskich na
ziemi francuskiej i kolosalne postępy w wyzwalaniu Francji, napawały nas
nadzieją na wolność, a obawą ludności niemieckiej przed klęską totalną. Ludność
niemiecka bała się jednoczesnego pojawienia się Amerykanów i wojska
rosyjskiego.
Pewnego czasu w
trakcie dysputy politycznej pytał Groll pana Żoladkiewicza:
- dlaczego wojska radzieckie tak zawzięcie walczą, kiedy wiadomo, że w
Rosji jest bardzo źle pod względem wyzwolenia narodu itp.
- Chyba dlatego, bo komunizm został wcześniej wprowadzony w Rosji, niż
hitleryzm w Niemczech - odpowiedział pan Żoladkiewicz, próbując załamać jego
duchowe przekonanie hitlerowskiej ideologii. Żoladkiewicz był antykomunistą,
chociażby z powodu pełnienia funkcji vice prokuratora miasta Wilna. Ponadto był
negatywnie ustosunkowany do ZSSR, chociażby dlatego, że jeden z oficerów
radzieckich w tym czasie uwiódł mu żonę. Skąd miał takie wiadomości o swojej
żonie?- tego nie wiem.
Sytuacja w Rosji
była nie do pozazdroszczenia pod każdym względem, zwłaszcza bezpośrednio po I
Wojnie Światowej, kiedy wywierano presję przez chłopów na tworzenie kołchozów i
sowchozów. Wówczas represja ta miała kulminacyjny szczyt. Wg danych statystycznych
zginęło około 20 mln. ludzi z głodu. Pamiętam, kiedy przed wojskiem radzieckim
uciekał pewien chłop ....., furmanką, który miał 2 piękne kruczo-czarne konie,
a na wozie żona i czterech bardzo przystojnych synów. Na moje pytanie dlaczego
ucieka na zachód, oświadczył ze łzami w oczach, że za Rosji pracował w
kołchozie, razem z żoną, od rana do nocy, a kiedy przychodził do domu, zastawał
dzieci głodne, zapłakane, a on nie miał czym ich nakarmić. Sytuacja głodujących
rodzin w Związku Radzieckim była zjawiskiem bardzo częstym. Rano wstali i
pojechali na „Zapod” tj na Zachód.
Częsta rozmowa z obywatelem Zw.
Radzieckiego pochodzącego z Charkowa, który był robotnikiem bambra z przyległej
osady, oceniał gospodarkę niemiecką, jako karłowatą, rozdrobnioną itp. Chwalił
radzieckie kołchozy.
- Rozumiesz! U nas jeśli zasiano
pszenicę czy żyto, to ten obraz falującego zboża przypominał obraz falującego
morza.
Wobec czego mamy ocenę 2 ludzi
Związku Radzieckiego, którzy oceniali gospodarkę radziecką. Jeden z nich
oceniał ją bardzo negatywnie, ponieważ nie był w stanie zabezpieczyć rodzinie
byt, mimo ciężkiej pracy w kołchozie. Drugi z nich uznawał, że gospodarka
niemiecka (rolnictwo) było rozdrobnione w stosunku do kołchozów radzieckich.
Uważam, że te 2 przykłady różnej
oceny sytuacji gospodarczej, wyglądały tak, jak przedstawiali je robotnik
kołchozowy z jednej strony i
przedstawiciel młodzieżowej komunistycznej partii Stalina z drugiej.
Mój młodszy ode
mnie o 3 lata brat Władysław był ciężko ranny od niemieckiego pocisku w 1944
roku. Przebywał w różnych szpitalach Związku Radzieckiego, począwszy od
szpitala w Stanisławowie, Kijowie, po Charków. Miał możliwość obserwowania
rannych żołnierzy z różnych środowisk i oceniał je negatywnie, mimo, że
przebywał w wojskowych szpitalach przez okres ponad 2 lat. Potem wypisali go do
szpitala cywilnego. Tam leżał z jednym prezesem kołchozu, który był bezdzietnym
i zaproponował adopcję mojemu 17-letniemu bratu. Żona prezesa przynosiła mu
dużo smakołyków i wspaniałego jedzenia, z czego Władek korzystał.
Oto są opinie 3 ludzi wypowiadanych
z 3 różnych środowisk.
Brat w czasie pobytu w szpitalu
cywilnym, w którym pobyt był w znacznie gorszym pod każdym względem. Kiedy mój
ciężko ranny brat potrzebował krwi, a szpital nie mógł mu jej zapewnić,
przewieziono go do kostnicy. Przez 3 dni dogorywał. Oznaki życia zauważyła
pielęgniarka, która zjawiła się w tym czasie w tej kostnicy. Zgłosiła ten fakt
lekarzowi. Lekarz wyjaśnił jej, że niestety, ale jest bezradny, że krwi brakuje
w szpitalu dla wielu żołnierzy. Sanitariuszka zdecydowała się oddać ¼ litra
krwi, dzięki niej Władek przeżył. Żył jeszcze wiele lat, aż do 1991 roku.
Wracając na łono
polityki i sytuacji jaka panowała w Bawarii. Zapamiętałem w mojej pamięci
przemarsz wojsk niemieckich z terenów Niemiec do Czechosłowacji, a po jakimś
czasie z powrotem przemarsz z Czechosłowacji do Niemiec. Ten miszung i bałagan
powodowany był wypieraniem wojsk niemieckich z terenów zachodniej Ukrainy. Z
doniesień pamiętam wyzwolenie Stanisławowa, Lwowa, Równego. Wydawało się, że to
kwestia bardzo krótkiego czasu, kiedy armia dotrze do Bawarii. Zimą 1945 roku
chyba cały teren Polski był już oswobodzony, bo niebawem niemiecka ludność z
Wrocławia została ewakuowana i kilka rodzin przejściowo nocowało w Neflingu u Grolla.
Nacieranie wojsk rosyjskich jak i amerykańskich w ostatnim okresie czasu
posuwało się dość szybko.
Dokładnie
pamiętam zajęcie przez Amerykanów miasta Schwandorf, odległego ok. 50 km od Neflingu. Po 3
dniach dotarli do miasta Neunburga, o czym zawiadomił nas niemiecki student (studiował rolnictwo w Berlinie), będący na
stażu u Grolla. Karczowałem w tym czasie razem z Andrzejem Gąsiorem ze
Stuposian pniaki po ściętych sosnach, gdy z wielką radością młody student
wykrzykiwał do nas:
Andreas! Toni! Chodźcie do domu.
Amerykanie są już w Neunburgu!
Zastanawiałem
się, czy wracać do domu, obawiałem się, czy Groll nie zechce nas zlikwidować.
Duże ilości żołnierzy niemieckich ukrywało się w bawarskich lasach, stodołach
bambrów. Zwiększona podejrzliwość, bezład, bałagan. Spodziewałem się bitwy, próby
wyrównania porachunków między nami a bambrem. Groll mógłby przy pomocy
żołnierzy ukrywających się u niego w stodole zrealizować swoje obietnice. Dwukrotnie wysyłał Groll studenta po nas i dwukrotnie przekonywał nas do powrotu. Gdy wróciliśmy zobaczyłem wystraszonego bambra z białą flgą w ręku, zrobioną z białego prześcieradła na jakimś drągu.
Nic się takiego nie stało, chociaż
Niemcy mocno przeżywali swą klęskę. Jedni płakali, inni upijali się na umór i
chodzili z miejsca na miejsce. Myśmy również to wszystko przeżywali, w
pozytywny sposób. Przestaliśmy pracować u bambrów, ale korzystaliśmy z ich
gościnności, z noclegów i wyżywienia.
Mimo, że niejednokrotnie
obiecywałem sobie solenne wyrównanie porachunków, obeszło się bez zemsty na
baorach za poniżanie mojej godności Polaka.
Polacy rozbili wielkie magazyny
wina, najbogatszego właściciela z Neunburga, nazwiskiem Tuszer. Takim kwaśnym niedojrzałym winem, słodzonym dużą ilością cukru do obrzydzenia zatruwaliśmy nasze organizmy.
Swego czasu bamber
oświadczył nam, że musimy podjąć pracę u tego samego bambra, u którego
pracowaliśmy w czasie wojny. Jego oferta pracy była dla nas, Polaków bardzo
upokarzająca Mieliśmy żal do Amerykanów, że nie znaleźli lepszego rozwiązania,
że nie chcieli nam pomóc, że nie zaproponowali nam godniejszego sposobu na
życie. Amerykanie chętnie dawali się przekupywać, byli zapraszani do Niemców na
przyjęcia, a Polaków kierowali do pracy jako wyrobników. Sytuacja klarowała się
na korzyść Niemców, a Polacy mieliby być nadal sługusami obywateli niemieckich.
Postanowiliśmy
się zbuntować. Pewnego razu, ze śpiewem na ustach wyjechaliśmy z Neflingu do
Neunburga. Wyjazd nastąpił bryczką, ze sztandarem biało-czerwonym i głośno
śpiewanym hymnem „Marsz, marsz Dąbrowski”.
Dzisiaj uznaję
naszą decyzję za naganną, bo nie przemyślaną i spontaniczną. Należało się udać
do dowództwa amerykańskiego i postawić na swoim. Na przykład można było wymóc
na Niemcach konieczność wyżywienia przez okres 2 miesięcy tych wszystkich
Polaków, którzy przez tyle lat na nich harowali, bez konieczności podejmowania
pracy na ich gospodarstwie.
Im bliżej koalicjanci antyhitlerowscy zbliżali się do bram
niemieckich miast, tym bardziej Niemcy obawiali się o swoje życie, wśród
mieszkańców niemieckich landów obserwowano nastroje paniki.
Zimą 1944/45, a zwłaszcza w ciągu ostatnich tygodni wojny pośpiesznie
ewakuowano więźniów z obozów koncentracyjnych, wypuszczono wiele tysięcy
więźniów odzianych nieraz w obozowe pasiaste łachmany, w drewniakach na nogach.
Wychudzeni i wycieńczeni słaniali się maszerując zatłoczonymi szosami przy
dotkliwym mrozie.
Tysiące więźniów podróżowało
koleją w zatłoczonych wagonach przez terytorium Niemiec.
Miejscowi działacze i przedstawiciele władz lokalnych,
członkowie NSDAP i Hitlerjugend, żołnierze Wehrmachtu, a także zwykli
mieszkańcy obawiając się zemsty wynędzniałych więźniów kacetów za doznane krzywdy, brali udział w polowaniu na setki więźniów kacetów, którzy podczas
nalotu amerykańskich bombowców na miasto i na dworzec kolejowy uciekli z
transportu, z wagonów po części objętych pożarem.
Część
konwojowanych więźniów nie wytrzymywała podróży, padała z wycieńczenia, głodu,
ze zmęczenia.
Wzdłuż całej trasy "Marszu Śmierci", wzdłuż szos w
Dolnej Saksonii, Bawarii i Meklemburgii – niemal wszędzie tam, gdzie naziści
założyli obozy pojawiły się mogiły zmarłych z wycieńczenia lub zastrzelonych
więźniów w tych ostatnich dniach przed wyzwoleniem. Wielu niedobitków, jeszcze żyjących napotykałem leżących, często konających przy drodze.
Trzeba było uruchomić szpital dla chorych więźniów. Pewnego razu spotkałem pana Wacława Żoladkiewicza w Neunburgu. Zaproponował mi pracę w szpitalu zorganizowanym na prędce dla więźniów obozu koncentracyjnego Dachau. Niemcy konwojowali tych więźniów z Dachau przez Neunburg w stronę Czechosłowacji, w czasie, gdy podpisany został akt bezwzględnej kapitulacji.
Trzeba było uruchomić szpital dla chorych więźniów. Pewnego razu spotkałem pana Wacława Żoladkiewicza w Neunburgu. Zaproponował mi pracę w szpitalu zorganizowanym na prędce dla więźniów obozu koncentracyjnego Dachau. Niemcy konwojowali tych więźniów z Dachau przez Neunburg w stronę Czechosłowacji, w czasie, gdy podpisany został akt bezwzględnej kapitulacji.
Skorzystałem z
propozycji pana Żoladkiewicza i następnego dnia pojawiłem się w szpitalu.
Zjadłem śniadanie, dostałem biały fartuch i zaprowadzono mnie na ogólną salę,
gdzie leżało około 50 chorych. Niesamowity lament, krzyki, widok konających
ludzi i wynoszenie zmarłych odstraszyły mnie ze szpitala. Uciekłem po godzinie.
Do dziś słyszę tamte żydowskie
lamentowanie chorych- „Mameły, tateły!!”
Ciekawy artykuł na łamach Polityki o wydarzeniach w Neunburg vorm Wald opisujący pogrzeb ofiar zabitych podczas marszu śmierci z obozu koncentracyjnego Flossenbürg http://www.polityka.pl/swiat/tygodnikforum/1512244,1,plonace-stodoly.read#ixzz1lKZ9Fb1q
Po kapitulacji III Rzeszy do p. Jelihonca vel Jelechowicza? stale przychodził towarzysko mgr Przybylski, vice starosta z Jasła. Podczas rozmów wspominał o swoim pobycie w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. Pochwalił się, że ma schowany wielki majątek w złocie. Powiedział do mnie:
Ciekawy artykuł na łamach Polityki o wydarzeniach w Neunburg vorm Wald opisujący pogrzeb ofiar zabitych podczas marszu śmierci z obozu koncentracyjnego Flossenbürg http://www.polityka.pl/swiat/tygodnikforum/1512244,1,plonace-stodoly.read#ixzz1lKZ9Fb1q
Po kapitulacji III Rzeszy do p. Jelihonca vel Jelechowicza? stale przychodził towarzysko mgr Przybylski, vice starosta z Jasła. Podczas rozmów wspominał o swoim pobycie w obozie koncentracyjnym w Oświęcimiu. Pochwalił się, że ma schowany wielki majątek w złocie. Powiedział do mnie:
- „Stankiewicz, ty zostań w
Niemczech, ja jadę do Oświęcimia po to złoto, wracam do Neunburga, a potem
pojedziemy do Afryki Murzynów bić w dupę i będziemy żyć jak lordowie”.
Nie zdążył pan Przybylski nacieszyć
się bogactwem. Do Oświęcimia po złoto pojechał, ale podobno w obozie pracował
jako kapo, rozpoznali go Czesi, prawdopodobnie został rozstrzelany.
Oficerka
amerykańska zwiedzała wraz z p. Tuszerem jego wszystkie magazyny, sklepy,
transport i inne zakamarki tego miasta. Amerykanie ściągali wszelką broń, którą
ludność niemiecka znosiła na rynek i tam pozostawiali bez żadnego pokwitowania.
Kiedy oglądałem tę broń- była ładna hałda. Amerykanie wszelkiego rodzaju broń,
amunicję, miny zwozili na obszerne łąki na skraju miasta, gdzie wysadzali.
Byłem świadkiem takiej eksplozji, kiedy w drodze z Neflingu do Neunburga
natknąłem się na wojska amerykańskie. Fala uderzeniowa spowodowana wybuchem
amunicji była tak duża, że wszystkie okna w mieście wyleciały, a ja znalazłem
się w pobliskim rowie.
Niewątpliwie Niemcy miały opracowany plan likwidacji całych narodów słowiańskich, tak jak to opisywał generał Strąp. Za swoje zasługi w Powstaniu Warszawskim miał dostać10 000 ha najlepszej ziemi, zmuszać ludność kaukaską do pracy, zniszczyć kulturę kaukaską poprzez wprowadzenie taniego alkoholu, rozpić tamtejsze społeczeństwo. Gdyby Niemcy wygrały wojnę taki los i mnie spotkałby w Niemczech.
Niewątpliwie Niemcy miały opracowany plan likwidacji całych narodów słowiańskich, tak jak to opisywał generał Strąp. Za swoje zasługi w Powstaniu Warszawskim miał dostać
Wojna się skończyła. Co robić
dalej? Co z moją Rodziną? Czy ocalała?
Czy zdążę jeszcze kogoś żywego z
Rodziny spotkać?
Po jakimś czasie Amerykanie
zaproponowali chętnym do powrotu Polakom pomoc. Podstawili na stacji kolejowej
wagony, kto był chętny mógł wyjechać. W ostatnie chwili zgłosiłem się do mego
pracodawcy, któremu oświadczyłem, że wracam do Polski. Nie zatrzymywał mnie.
Dał mi na drogę żywność, alkohol itp.
Nie
miałem zamiaru wracać do Polski, bowiem nie było żadnych wiadomości z domu - z
Polski od 2 lat. Ciągle rozmyślałem, co z moją rodziną, jak się mają bracia,
jakie zniszczenia na terenie Bieszczad zostały dokonane przez wojnę. Walki tam
trwały około 6 tygodni.
Lokalna prasa niemiecka podawała
skąpe informacje o tym, jak armia radziecka posuwa się na Zachód, wyzwalając po
kolei polskie miasta i tereny.
Byłem przekonany, że państwo
polskie szybko odbuduje się ze zniszczeń wojennych, sytuacja szybko się
ustabilizuje.
Istotnie niebawem taka odbudowa
następowała. Warszawa zniszczona prawie w 75%. Także Wrocław, Rzeszów.
Kiedy w sierpniu 1945
roku wysiadłem na stacji Czechowice-Dziedzice, zgłosiłem się do władz
repatriacyjnych, gdzie spisano moje dane osobowe i wydano mi bilet na dalszy
przejazd do Żubraczego. Załatwianie formalności trochę się przedłużało, wobec
tego zdecydowałem się przenocować przed powrotem do domu w Dziedzicach. Tej
nocy, pamiętam, wielki ruch, bieganinę osób, strzały. Od miejscowej ludności
dowiedziałem się o sytuacji panującej w kraju.
W kraju istnieją
oddziały partyzantów, którzy nie zgadzają się z obecną rzeczywistością i walczą
w ruchu niepodległościowym. Istnieją również grupy rabunkowe, które rabują co
się nadarzy.
Po załatwieniu wszelkich formalności w biurze repatriacyjnym, ruszyłem
do Żubraczego.
zobacz także: Antoni Stankiewicz
polskie dziadostwo myslalo ze u bambra kozaczyc bedzie,niewolnikami sa do dzisiaj i tak juz zostanie chwala bambrom niemieckim ze niejednego polskiego dziada na nogi postawili
OdpowiedzUsuńSłowa takie nie godzą się człowiekowi przyzwoitemu. Przyzwoitym więc autor komentarza być nie może. Może sam nie może pogodzić się ze swoją przeszłością? Skąd ta agresja i złość w nim? Skąd tyle nienawiści?
UsuńWspółodczuwam z autorem wspomnień, i jestem pełen podziwu, że w sytuacji tylu poniżeń i zniewolenia po zakończeniu wojny umiał zachować się przyzwoicie w stosunku do swoich katów, nie szukał zemsty.
Wyrażam także nadzieję, że zachowania ludzkie, jakie prezentowali niektórzy bauerzy będą coraz rzadsze i ludzie będą stawać się mądrzejsi i bliżsi sobie, bo wszyscy dzielimy wspólny los życia - bez względu na to skąd pochodzimy i gdzie się wychowaliśmy.
Miłego dnia!