Część III Wspomnień
cz. 4. Antoni Stankiewicz. Praca w III Rzeszy u Franza Grolla
cz. 5. Antoni Stankiewicz. Praca w III Rzeszy. Kapitulacja Niemiec
cz. 6. Antoni Stankiewicz, Praca w III Rzeszy. Między pracą a pracą
cz. 5. Antoni Stankiewicz. Praca w III Rzeszy. Kapitulacja Niemiec
cz. 6. Antoni Stankiewicz, Praca w III Rzeszy. Między pracą a pracą
Z gospodarstwa
Georga Schmidta na gospodarstwo do jego siostry Wasyl trafiłem, jak to się
mówi, z deszczu pod rynnę. Nowa propozycja pracy okazała się jeszcze większym
niewypałem. Pani Wasyl była niesamowicie niechlujną kobietą, chorą na oczy,
wiecznie zasmarkaną osobą. Kobieta nie do zaakceptowania pod względem
czystości, ładu i porządku w swoim obejściu. Ale polecenie przeprowadzki
wykonałem, ku zmartwieniu Georga, a ku zadowoleniu jego siostry Wasyl.
Georg Schmidt na
odchodne powiedział mi:
'Jeśli tak chcesz, to tak masz'.
Na pewno w duchu
myślał sobie, że długo nie wytrzymam u jego siostry i pewnie liczył na to, że
wkrótce wrócę do niego. Szybko żałowałem podjętego kroku. Schmidt miał wiele
racji, ale moja ambicja nie pozwalała mi inaczej postąpić. Pożegnałem się
mówiąc do widzenia i odszedłem.
Biedna wdowa,
wiecznie chora miała chyba 2 krowy, dwa byki, które służyły za siłę pociągową w
tym gospodarstwie. Zgłosiłem się do niej z pismem Arbeitzantu polecającym moje
usługi niewolnika w III Rzeszy. Byłem potwornie głodny, zmęczony, zdenerwowany
tymi zajściami w ciągu całego dnia. Dostałem posiłek, zjadłem kilka łyżek zupy
i od razu odechciało mi się jeść. Mimo, że byłem naprawdę głodny, zupa stanęła
mi w gardle i nie mogłem jej przełknąć. Zupa gotowana na zjełczałym boczku,
przesiąknięta dymem wędzarnianym sprzed pół roku nie stanowiła zachęty do
jedzenia.
Pomyślałem sobie,
że przede mną otworzył się nowy rozdział przeżyć, na pewno bardzo negatywnych.
Na drugi dzień
rano spełniłem obowiązki, które do mnie należały, po wykonaniu roboty w oborze
dostałem na śniadanie białą zupę i chleb. Po śniadaniu kolejna praca:
załadowanie gnoju ze stajni wywożenie na pobliskie go pola. Taka praca trwała
kilka dni.
Nie tylko ja
byłem wiecznie niezadowolony z pani Wasyl -mojej gospodyni. Entuzjazmem nie pałał
również Eugeniusz Biały, pochodzący z przeworskiego, który u niej też pracował.
On często awanturował się z naszą chlebodawczynią, był niezadowolony, do tego
stopnia, że kilkakrotnie próbował uciekać do Polski, by wyzwolić się spod jej
jarzma. Niestety, bezskutecznie. Każda ucieczka kończyła się porażką. Zawsze
złapała go policja i po odsiedzeniu 3-4 miesięcy aresztu przekazywano go z
powrotem do pani Wasyl. Eugeniusz był chory na kurzą ślepotę. Jakie były jego
dalsze losy, nie mam pojęcia. Nie zauważyłem, aby po zakończeniu wojny, wracał
do Polski.
Szczegółów nie
będę opisywał, bo dzień jak każdy dzień, był dla nas obydwóch trudnym do
przełknięcia.
Na każdym kroku dawałem
sygnały swego niezadowolenia z pobytu u niechlujnej bauerki, realizując swój plan odejścia od niej.
Po dwóch
tygodniach utajonej ciszy między nami, przy śniadaniu wskazałem jej, że w zupie
znajduje się sierść krowy. Dała mi jakąś wykrętną odpowiedź, ale moja prowokacja dała jakieś skutki, bo nastąpiła poprawa przygotowanych potraw. Nie odpuszczałem. Wrzuciłem sierść do zupy i pokazałem jej, że nadal traktuje nas gorzej od bydła. Coraz częściej między nami dochodziło do spięć. Ona oskarżała mnie o kradzież boczku, a ja zarzucałem jej o marne jedzenie. W końcu p. Wasyl
uznała, że między nami już nigdy nie będzie zgody.
Pewnego dnia p.
Wasyl wyjechała do Arbeitzantu z zamiarem wymiany mnie na jakiegoś Francuza.
Próba się nie udała, bowiem niektórzy Francuzi z określonego powiatu mieli być
zwolnieni z niewoli i wypuszczeni do domu. Kiedy wróciła z Neuburga, ironicznie
spytałem ją co załatwiła. Musiałem ją nieźle wyprowadzić z równowagi, bo
odpowiedziała mi:
-a ciebie to
gówno obchodzi
-mnie to właśnie
obchodzi, bo twojego gówna nie będę więcej jadł
-tyś mi ukradł
boczek – krzyczała
-nie chcę
patrzeć na twój boczek i twój bród
-nie mam żadnego
brudu -usprawiedliwiała się p. Wasyl
-no pewnie!
twoja centryfuga aż się zatkała z brudu, bo jej nie myjesz- obrzucałem ją
kolejnymi zarzutami, po czym poszedłem za nią do komory i pokazałem ten bród i
panujący smród.
Wkurzyło to p. Wasyl. Kiedy kolejny raz ponawiła
oskarżenia o kradzież boczku, wyprowadzając mnie z równowagi, doszło do
ostrej wymiany zdań, po czym pchnąłem ją, upadła na kanapę. Kiedy wstała,
wyleciała na podwórze z ogromnym wrzaskiem, krzycząc do syna
-Michał, Michał!
Jedź na policję i powiedz, że ten Polak chce mnie zabić.
Faktycznie policja przyjechała, ale
dopiero następnego dnia, około godz. 10. Zastała nas w polu podczas sadzenia
brukwi.
-ty jesteś Stankiewicz? -spytał
policjant
Kiedy potwierdziłem, zaprowadził
mnie do drogi polnej i tam zaczął okładać mnie po twarzy i kopać po pośladkach.
Wytrzymałem te uderzenia i kopniaki. Starałem się opanować, powstrzymywałem się przed wybuchem agresji
z mojej strony. Chciałem przedstawić mu swoje argumenty, ale on nawet nie próbował mnie wysłuchać. Kiedy policjant zakończył swą operację
fizycznego znęcanie się nade mną, oświadczyłem mu, że nie mam zamiaru godzić
się na ciężką pracę w takich warunkach, gdzie panuje bród, smród i ogromne
niechlujstwo. A jeśli mi nie wierzy, niech spyta pana Grolla.
Policjant chyba
odwiedził pana Grolla, zasięgnął jego opinii, a ten najprawdopodobniej
potwierdził i zgodził się z moimi zastrzeżeniami i argumentami. Po kilku dniach
zjawił się ponownie policjant z Neunburga. Zawołał mnie i panią Wasyl i nakazał
nam, że ja mam dobrze pracować, a p. Wasyl ma dobrze gotować.
Powoli sytuacja
między nami zaczynała się stabilizować. Pani Wasyl starała się jak mogła, a ja
udawałem, że nie widzę niedociągnięć. Przepracowałem jeszcze około 3 miesięcy u
pani Wasyl.
cdn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz