Relacja z 16 sierpnia 2006 roku:
Nie poszłam dzisiaj do pracy. Wzięłam sobie wolne za sobotni dyżur w laboratorium. Właśnie siedziałam przed komputerem, gdy zadzwonił telefon. Odezwał się męski głos w słuchawce, poprosił mnie o spotkanie, wyjaśniając, że przyjechał do Leżajska z dwiema Amerykankami, które wybrały się do Polski, kraju swoich przodków w poszukiwaniu korzeni. Przodkowie byli ewangelikami. Od dwóch dni ulokowane w hotelu próbowały skontaktować się ze mną. Namiary znalazły na moich stronach w Internecie. Miałam trochę inne plany na dzień dzisiejszy, chciałam trochę pomieszkać w domu, a także zamierzałam wybrać się na działkę, by sprawdzić jakie spustoszenia porobiły moje dzieci podczas grillowania z kolegami. Jednak po tym telefonie bez zastanowienia zmieniłam plany.
Z Amerykankami umówiłam się w przytulnej leżajskiej restauracji. Dobrze, że jedna z nich mówiła po polsku.
Jakież było moje zdziwienie, gdy jedna z Amerykanek wyciągnęła plik kartek z wydrukiem mojej strony W poszukiwaniu korzeni . Pokazała mi zakreślone na wydruku nazwiska, które ją interesowały oraz miejscowości, które chciałaby odwiedzić. Odnalazła na mojej stronie www swoich prapraprzodków. Miała również 3 wydruki z Ancestry.com.
Z pomocą przypadkowo napotkanych mieszkańców Baranówki udało nam się jedynie ustalić, gdzie kiedyś stał kościół ewangelicki. Mieszkańców o takich nazwiskach już nie ma we wsi. Osiemdziesięcioparoletnia staruszka opowiedziała nam trochę historii wioski, będącej kiedyś niemiecką kolonią. Przed laty kupiła plac po kolonistach, dostała też we władanie stary, poniemiecki cmentarz . Kazano jej wówczas wyciąć na nim drzewa, a cmentarz doprowadzić do stanu używalności na własne potrzeby. A że cmentarz był dla niej świętością, postanowiła pozostawić go w stanie nienaruszonym.
Stoi do dziś, zarośnięty, zaniedbany. Kiedyś znajdowały się na nim piękne grobowce, ale chciwi, wredni ludzie rozgrabili kamienne lub granitowe tablice. Pośród wysokich drzew zostały tylko gdzieniegdzie zarośnięte dołki po grobach, między którymi rosły dorodne grzyby. Znalazłam tam kilka okazałych podgrzybków.
Tablica z wykazem nazwisk kolonistów Gillarshof ufundowana w 2013 roku zawiera sporo błędów (Gillershof, Polenbach, Uibel / Übel, Dicker).
Po 9 godzinnej wycieczce pożegnałam zadowolonych turystów, moich niespodziewanych gości. Byli trochę niepocieszeni, że jutro muszę iść do pracy i nie będę mogła poświęcić im więcej czasu.
Z wyprawy zrobiłam niewiele zdjęć, bo wysiadły mi baterie. Dobrze, że wzięłam ze sobą kamerę. Nakręciłam ciekawy film z tego spotkania.
Gillershoff Blog
W poszukiwaniu korzeni
Gillershof(Lezajsk)1783-1894 Familybook Index
Lezajsk1805-1891 Familybook Index
Rozrysowałam z tych danych szkic drzewa genealogicznego i wyruszyliśmy w podróż do przeszłości.
Pierwszym celem podróży była Baranówka (Hirschbach) maleńka kolonia niemiecka powstała z początkiem XIX wieku, zasiedlona przez 7 kolonistów. Na moich stronach podałam:
"W 1847 roku znane są następujące nazwiska osadników niemieckich: Wilhelm Neu (nr l), Matius Neu (nr 2), Herman Witwe (nr 3), Michael Wagner (nr 4), Nicolaus Franz (nr 5), Jakob Herman (nr 6), Adam Engelberg (nr 7). Wnet kolonia rozrosła się nieco i pojawiły się w niej nowe nazwiska, jak:
Nehr, Biembach, Engelman, Waldeck, Schober, Henn, Schmidt".
Nas interesowały nazwiska Wagner, Franz, Engelman, Henn, Schmidt. To przodkowie amerykańskiej turystki Kathleen Campbell Clement. Wybrała się do Polski z Norwalk w stanie Connecticut w poszukiwaniu korzeni.
"W 1847 roku znane są następujące nazwiska osadników niemieckich: Wilhelm Neu (nr l), Matius Neu (nr 2), Herman Witwe (nr 3), Michael Wagner (nr 4), Nicolaus Franz (nr 5), Jakob Herman (nr 6), Adam Engelberg (nr 7). Wnet kolonia rozrosła się nieco i pojawiły się w niej nowe nazwiska, jak:
Nehr, Biembach, Engelman, Waldeck, Schober, Henn, Schmidt".
Nas interesowały nazwiska Wagner, Franz, Engelman, Henn, Schmidt. To przodkowie amerykańskiej turystki Kathleen Campbell Clement. Wybrała się do Polski z Norwalk w stanie Connecticut w poszukiwaniu korzeni.
Stoi do dziś, zarośnięty, zaniedbany. Kiedyś znajdowały się na nim piękne grobowce, ale chciwi, wredni ludzie rozgrabili kamienne lub granitowe tablice. Pośród wysokich drzew zostały tylko gdzieniegdzie zarośnięte dołki po grobach, między którymi rosły dorodne grzyby. Znalazłam tam kilka okazałych podgrzybków.
Amerykanka Kathleen wzięła sobie 2 kawałki znalezionych odłamków kamieni, pozostałości po grobach, jeden dla siebie, drugi na pamiątkę dla kuzyna, który tak samo jak ona jest zapalonym genealogiem w Stanach.
Kilka zdjęć i garść ziemi z cmentarza zapakowanej do woreczka foliowego i ogromne wzruszenie. Trochę rozczarowani, pojechaliśmy do sąsiedniej wioski Łukowej koło Sarzyny.
W Łukowej, dawnej maleńkiej kolonii niemieckiej, nazywanej lokalnie wsi 'Niemcy' nie znaleźliśmy nic ciekawego. Piękne nowoczesne kamienice rzucające się w oczy, pośród starych domów być może pamiętających charakterystyczną zabudowę osadników niemieckich. Starego cmentarza tu nie znaleźliśmy i chyba nigdy nie istniał. Jest tylko nowy 10 letni cmentarz z nowoczesnymi granitowymi nagrobkami.
Kőnigsberg to kolejna kolonia niemiecka zlokalizowana jakieś 10 km od Woli Zarczyckiej, na obszarze byłego folwarku wójtowskiego. Zasiedlona została w 1786 roku przez 11 rodzin (38 osób) wyznania zreformowanego, zaś w 1812 roku było już tam 156 osób, co stanowi wzrost jej mieszkańców o 310,5 %. W trzy lata później zamieszkiwało w kolonii 29 rodzin. Wzdłuż prostej i szerokiej drogi każdy z osadników otrzymał wówczas parcelę o wymiarze 322 sążni kwadratowych, a niezależnie od tego po 12 mórg i 1492 sążnie kwadratowych ról.
W Kőnigsbergu była kiedyś szkoła. (źródło: Dzieje Leżajska - Józef Półćwiartek).
Stał tutaj kiedyś piękny modrzewiowy kościół, plebania i duży cmentarz. Dziś w miejscu kościoła stoi olbrzymi kamień a na nim figurka Matki Boskiej, a obok lasek, pozostałość po cmentarzu, gdzie można znaleźć jeszcze kilka omszałych, zniszczonych grobów.
W Łukowej, dawnej maleńkiej kolonii niemieckiej, nazywanej lokalnie wsi 'Niemcy' nie znaleźliśmy nic ciekawego. Piękne nowoczesne kamienice rzucające się w oczy, pośród starych domów być może pamiętających charakterystyczną zabudowę osadników niemieckich. Starego cmentarza tu nie znaleźliśmy i chyba nigdy nie istniał. Jest tylko nowy 10 letni cmentarz z nowoczesnymi granitowymi nagrobkami.
Kőnigsberg to kolejna kolonia niemiecka zlokalizowana jakieś 10 km od Woli Zarczyckiej, na obszarze byłego folwarku wójtowskiego. Zasiedlona została w 1786 roku przez 11 rodzin (38 osób) wyznania zreformowanego, zaś w 1812 roku było już tam 156 osób, co stanowi wzrost jej mieszkańców o 310,5 %. W trzy lata później zamieszkiwało w kolonii 29 rodzin. Wzdłuż prostej i szerokiej drogi każdy z osadników otrzymał wówczas parcelę o wymiarze 322 sążni kwadratowych, a niezależnie od tego po 12 mórg i 1492 sążnie kwadratowych ról.
W Kőnigsbergu była kiedyś szkoła. (źródło: Dzieje Leżajska - Józef Półćwiartek).
Stał tutaj kiedyś piękny modrzewiowy kościół, plebania i duży cmentarz. Dziś w miejscu kościoła stoi olbrzymi kamień a na nim figurka Matki Boskiej, a obok lasek, pozostałość po cmentarzu, gdzie można znaleźć jeszcze kilka omszałych, zniszczonych grobów.
Ludzie pamiętają jeszcze kościół, miał wysoką na 32 metry strzelistą wieżę. W latach 60. zamieniono go na magazyn. Potem gospodarze wsi nakazali go rozebrać. Znaleźli się ochotnicy strażacy, którzy rozebrali kościół. Podobno wszyscy, którzy go demontowali dzisiaj już nie żyją- mówili nam z pewną satysfakcją napotkani mieszkańcy. A tutejszy ksiądz na kazaniu tłumaczy ludziom, że pochowanym na cmentarzu kolonistom należy się szacunek i to święte miejsce należy uszanować. W zeszłym roku procesja w Boże Ciało prowadziła również na ten cmentarz.
W Kőnigsbergu 2 lutego 1847 roku ślub brał Johann Henn z Cathariną Spiers - praprapradziadkowie Kathleen, a także Friedrich Franz i Catharina Magdalena Magenheimer 17 kwietnia 1842 roku - jej prapradziadkowie.
W Kőnigsbergu 2 lutego 1847 roku ślub brał Johann Henn z Cathariną Spiers - praprapradziadkowie Kathleen, a także Friedrich Franz i Catharina Magdalena Magenheimer 17 kwietnia 1842 roku - jej prapradziadkowie.
Amerykanka sfotografowała również kilka starych domów. Ciekawie opowiadali nam mieszkańcy historie osadników z czasów II Wojny Światowej. Większości z nich udało się wyjechać po wojnie do Niemiec. Niektórzy z nich nie zdążyli, bo zostali rozstrzelani zanim zdążyli opuścić wioskę.
Odwiedziliśmy również leżajską ulicę Moniuszki, która kiedyś była osadą niemiecką Gillershof zamieszkałą kiedyś przez katolików i ewangelików. Geneza tej kolonii sięga początków 1787 roku. Stoją jeszcze domy i budynki gospodarcze, spichlerze z XIX wieku. Na jednym z nich widnieje napis 1867.
Tablica z wykazem nazwisk kolonistów Gillarshof ufundowana w 2013 roku zawiera sporo błędów (Gillershof, Polenbach, Uibel / Übel, Dicker).
Stodoła w miejscu dawnego kościoła |
Kościoła już nie ma, na fundamentach kościoła wybudowano stodołę, po cmentarzu też nie ma śladu. W miejscu cmentarza utworzono kiedyś boisko szkolne, na którym młodzież grała w piłkę. Plebanię zamieniono na dom mieszkalny.
Zawiozłam ich jeszcze na niedawno odkryty przeze mnie stary cmentarz stojący przy drodze do Rzeszowa. Mały lasek, w który stoi kilka grobów - kamiennych obelisków z żeliwnymi krzyżami. Napisów brak. Po 9 godzinnej wycieczce pożegnałam zadowolonych turystów, moich niespodziewanych gości. Byli trochę niepocieszeni, że jutro muszę iść do pracy i nie będę mogła poświęcić im więcej czasu.
Z wyprawy zrobiłam niewiele zdjęć, bo wysiadły mi baterie. Dobrze, że wzięłam ze sobą kamerę. Nakręciłam ciekawy film z tego spotkania.
W poszukiwaniu korzeni
Gillershof(Lezajsk)1783-1894 Familybook Index
Ten komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWitaj Anno, jednym tchem przeczytałam Twoją historię i mam nadzieję, że kiedyś jakiś potomek moich przodków również odnajdzie na moim blogu znane sobie nazwiska, po czym wyrosną nowe piękne gałązki na moim drzewku 😊
OdpowiedzUsuń