Poznałam ją 6 lat temu, kiedy babcia Kasia miała 88 lat i cieszyła się w miarę, jak na wiek dobrym zdrowiem, znakomitą pamięcią i mimo przeżyć ogromnym optymizmem życiowym. Chciałam poznać Babcię Kasię, bo dowiedziałam się, że jest ona bliską krewną ks. Michała Buniowskiego. Ks. Michał Buniowski pięknie malował. Podobno kunsztu malarstwa uczył się we Wiedniu. W Jego rodzinie mówili na niego Profesor. Ks. Michał Buniowski uczył moją mamę Janinę Stankiewicz z Feldmanów sztuki malarstwa.
Mieszkała w Chałupkach Piskorowickich 119 (potem zmieniono numerację na 230) w starej chałupie pamiętającej czasy sprzed ponad 200 lat.
Nad drzwiami drewnianego domu wybudowanego jeszcze za czasów austriackich wisiała tabliczka z firmy ubezpieczeniowej zaświadczająca wiek chałupy.
Babcia Kasia urodziła się 12 września 1922 roku. Ojciec Michał Mazur urodził się 10 X 1896 w Piskorowicach 277, nie miał żadnego rodzeństwa. Przylgnął do niego przydomek SZEWC po dziadku Janie.
Pradziadek Babci Kasi Jan Mazur był szewcem, zainteresował się wdową, która miała dużo dzieci, ożenił się z nią, chodził po wioskach robił buty. Po nim syn, też Jan Mazur, a później wnuk, a ojciec Kasi Michał odziedziczyli przydomek SZEWC.
Dziadek Jan i ojciec Michał służyli w CK Armii, dziadek Jan był forszpanem, a ojciec Michał uciekł z wojska austriackiego do wojska polskiego.
Matka Babci Kasi - Maria Kowal (*17 X 1894) c. Jerzego Kowala i Katarzyny Buniowskiej, miała siedmioro rodzeństwa, dożyła sędziwego wieku 92 lat, doczekała się 15 wnuków, 27 prawnuków.
Babcia Babci Kasi - Katarzyna z Buniowskich z Pigan została wydana na Mołyniach. Miała padaczkę, poszła prać do rzeki, upadła zmarła w 1906 r, dziadek 2 raz się ożenił. Druga żona nie żyła długo.
Babcia Babci Kasi miała brata Marcina Buniowskiego. Pochodzili z Pigan koło Sieniawy. Syn Marcina Buniowskiego był księdzem - to wspominany wcześniej ks. Michał Buniowski, częsty bywalec w domu moich Dziadków Feldmanów, sąsiad z Kuryłówki. Mieszkał przez jakiś czas u swojej siostry Kasi Bielakowej.
Babcia Kasia wyjechała do pracy w 1939 r., na wiosnę, do majątku Zielonki koło Warszawy i tam ją wojna zastała. Stąd z Chałupek Piskorowickich wyjechało kilkanaście osób. Pracowała w folwarku u dziedzica, który miał ładny pałac, 4 czworaki, zajmował się uprawą róż, miał ich chyba ze 3 hektary. Dziedzic miał 3 sklepy w Warszawie.
Jak wojna wybuchła był nalot dywanikowy, dużo samolotów, one pracowały uciekły do parku, koło pałacu. 3 bomby spadły na szosę, piach ich obsypał, a z tamtej strony szosy drzewa zniszczone, a kto się nie skrył w tym parku zginął, wtedy zginęło 7 osób - wspominała Babcia Kasia.
Wróciła do domu, do Chałupek.
Wyjazd do III Rzeszy
Zaraz po przyjeździe z Zielonek zabrali ją do Niemiec. Miała 17 lat. Razem z nią pojechało wiele innymi ludzi. Z Mołyń, Pigan i Piskorowic. Po 3 osoby z 1 domu wyjechały.
Zaraz po przyjeździe z Zielonek zabrali ją do Niemiec. Miała 17 lat. Razem z nią pojechało wiele innymi ludzi. Z Mołyń, Pigan i Piskorowic. Po 3 osoby z 1 domu wyjechały.
Przygotowali furmanki, zbiórka była koło starej szkoły, było samo wojsko, były żołnierze pograniczniki, Pigany już za granicą. Wieźli ich do Tarnogrodu, potem do Zamościa. Wiedziały, że do Niemiec na roboty mają wyjechać. Potem pociągiem towarowym jechały razem z krowami, kto był sprytny to mógł wyskoczyć i się wysikać.
Prawdopodobnie ktoś tam zachorował i najpierw rozebrali ich do naga chłopów i baby, przeprowadzili wszystkim dezynfekcję, zlali ich płynem, łachy wsadzili do gorącego płynu ze żrącym płynem, skórzane paski został proch, po jakimś miesiącu wypadły jej całkowicie włosy, a miała długie 2 warkocze. Najpierw placki na skórze, kto miał krótkie włosy szybko wyschły i nie wyłysiały - opowiadała Babcia Kasia.
W Niemczech wybrali ją do pracy u bauera, niedaleko Lipska, nad rzeką Chemnitz, bauer był dobry miał 8 dzieci: 2 synów, zabrali na front, 3 córki już wydane, czwarta Ola wyszła za mąż, była przy Kasi, a 2 jeszcze córki do szkoły chodziły.
Córka bauera Ola wyszła za mąż za Rudolfa, który był na froncie w Rosji, przyjechał ślub wzięli, za miesiąc zmarł gospodarz, mąż przyjechał na pogrzeb na parę dni i z powrotem pojechał na front.
Zmarłych w Niemczech chowali w papierowe ubranie, papierową koszulę, kalesony ze względu na oszczędności.
Miała sen, że gospodarz jej mówił, że Rudolf przyjdzie i żeby dała mu koc, bo mu zimno.
I wtedy przyszła wiadomość, że Rudolf został zabity na froncie.
Kasia ma zdjęcie z Niemiec. Pracowała z nią Polka Helcia.
Na stronach www.straty.pl odnalazłam informacje o Babci Kasi. Na przymusowych robotach w III Rzeszy była w miejscowości Koethensdorf od 1 czerwca 1940 do 1 kwietnia 1945 roku.
Powrót do domu z Niemiec.
W 1945, jak wojna się skończyła miała propozycję wyjazdu do Francji, postanowiła jednak wracać do Polski. Na drogę dostała od gospodyni trochę prezentów, swetry, pościel, odzież osobistą, w sumie dwie duże i ciężkie walizy. Dowiozła tylko połowę, bo gdy przekraczali rzekę Chemnitz, Sowieci zatrzymali pociąg, pod pretekstem poszukiwania broni przeszukiwali bagaże i zabierali atrakcyjne towary.
Sąsiad Płoszaj z Giedlarowej, który przed wojną chciał się z Kasią ożenić, ale Kasia go nie chciała, bo była młoda, kazał mamę Kasi wysiedlić, szczuł, że jest Ukrainką. Wysiedlono ich na Mazury na poniemieckie tereny, Płoszaj chciał, żeby ojciec został w Chałupkach, ale ojciec chciał być z żoną i dziećmi. Wyjechali, dostali 12 ha pola, mieli gospodarkę, ale wkrótce zrobili PGR, Cyfrki? Pow Giżycko woj. Olsztyn.
Urodziłam się w wolnej Polsce. Miałam szczęśliwe dzieciństwo. Miałam szczęście, bo w 1939 roku udało mi się przeżyć w czasie nalotu bombowego. Wróciłam do rodzinnych stron, ale od razu wybrali mnie na roboty do III Rzeszy. Na skutek dezynfekcji wyłysiałam, a włosy już nigdy mi nie odrosły, całe życie nosiłam perukę. Nie wyszłam za mąż i nie miałam dzieci. Mogłam po wojnie nie wracać do kraju, Francuz chciał mnie ze sobą zabrać do kraju, ale miłość do Ojczyzny była silniejsza od lepszego życia na Zachodzie. To nic, że niedługo tym szczęściem się mogłam nacieszyć. Od 60. lat choruję na gościec przewlekły, brałam zastrzyki na reumatyzm, ale mi nie pomogły. Kości w stawach mam powykręcane, stale się smaruję maściami, 'dr Piasecki' mnie uleczy – żartobliwie mówiła i śmiała się Babcia Kasia.
Babcię Kasię znali ludzie w okolicy, jako znachorkę, bo Babcia leczyła ziołami, odprawiała modlitwy, odczyniała uroki, złe moce.
Babcia Kasia zmarła, odeszła do Pana. Była dobrą kobietą. Mimo, że spotkałam ją tylko dwukrotnie zaskarbiła sobie w moim sercu wielki szacunek i miłe wspomnienie.
W 1945, jak wojna się skończyła miała propozycję wyjazdu do Francji, postanowiła jednak wracać do Polski. Na drogę dostała od gospodyni trochę prezentów, swetry, pościel, odzież osobistą, w sumie dwie duże i ciężkie walizy. Dowiozła tylko połowę, bo gdy przekraczali rzekę Chemnitz, Sowieci zatrzymali pociąg, pod pretekstem poszukiwania broni przeszukiwali bagaże i zabierali atrakcyjne towary.
Sąsiad Płoszaj z Giedlarowej, który przed wojną chciał się z Kasią ożenić, ale Kasia go nie chciała, bo była młoda, kazał mamę Kasi wysiedlić, szczuł, że jest Ukrainką. Wysiedlono ich na Mazury na poniemieckie tereny, Płoszaj chciał, żeby ojciec został w Chałupkach, ale ojciec chciał być z żoną i dziećmi. Wyjechali, dostali 12 ha pola, mieli gospodarkę, ale wkrótce zrobili PGR, Cyfrki? Pow Giżycko woj. Olsztyn.
Mama Babci Kasi na Zachodzie była akuszerką, odebrała ze 300 dzieci.
Mimo ciężkiego losu, jakiego doświadczyła wspomniała z rozrzewnieniem:
Mimo ciężkiego losu, jakiego doświadczyła wspomniała z rozrzewnieniem:
Urodziłam się w wolnej Polsce. Miałam szczęśliwe dzieciństwo. Miałam szczęście, bo w 1939 roku udało mi się przeżyć w czasie nalotu bombowego. Wróciłam do rodzinnych stron, ale od razu wybrali mnie na roboty do III Rzeszy. Na skutek dezynfekcji wyłysiałam, a włosy już nigdy mi nie odrosły, całe życie nosiłam perukę. Nie wyszłam za mąż i nie miałam dzieci. Mogłam po wojnie nie wracać do kraju, Francuz chciał mnie ze sobą zabrać do kraju, ale miłość do Ojczyzny była silniejsza od lepszego życia na Zachodzie. To nic, że niedługo tym szczęściem się mogłam nacieszyć. Od 60. lat choruję na gościec przewlekły, brałam zastrzyki na reumatyzm, ale mi nie pomogły. Kości w stawach mam powykręcane, stale się smaruję maściami, 'dr Piasecki' mnie uleczy – żartobliwie mówiła i śmiała się Babcia Kasia.
Babcia Kasia zmarła, odeszła do Pana. Była dobrą kobietą. Mimo, że spotkałam ją tylko dwukrotnie zaskarbiła sobie w moim sercu wielki szacunek i miłe wspomnienie.
Zobacz też:
Pierwsze zdjęcie błędnie podpisane. Dotyczy ono przyjęcia komunijnego Janusza S.
OdpowiedzUsuńDziękuję za komentarz i informację, zaraz naniosę poprawkę. Jeśli można, proszę o więcej informacji nt Babci Kasi
OdpowiedzUsuńTak to prawda to moja kochana ciocia Kasia.Mam gdzies zdjecie cioci z moim synem jak jeździlo sie na wakacje.Nigdy o Tobie nie zapomnimy ciociu.Na zawsze w naszych sercach...
OdpowiedzUsuńPanią Kasię znam, a raczej znałam od dzieciństwa Wtedy miała krowy i kupowalismy u niej mleko Moja mama często chodziła do niej "na pogaduszki" i zabierała mnie ze sobą. Czasem przyjeżdżały do niej dzieci z rodziny z Sieniawy i bawilìśmy się razem Pamiętam jak "przelewała" mi wosk gdy nie mogłam spać i zrywałam się w nocy z krzykiem Można wierzyć lub nie ale ta"magia" mi pomogła To było prawie pół wieku temu .. Po latach woziłam swoje dzieci do Pani Kasi na "woskowe seanse" Też pomogło .Pamiętam też mamę Pani Kasi Jest na zdjęciu powyżej, tym z I komunii. Dziś mogę tylko wspominać stare dobre czasy I kwiaty na ogrodzie Pani Kasi I pyszne gruszki... teraz tylko pozostaje zaświecić znicz na grobie i modlitwa To była dobra kobieta , zawsze usmiechnięta i taka pozostanie w mojej pamięci.
OdpowiedzUsuń