- rozpoczęły się represje wobec polskiego podziemia. NKWD dokonywało aresztowań żołnierzy Armii Krajowej, NOW. Oddziały partyzanckie nie pozostawały jednak bierne. Na terenie Kuryłówki, Brzyskiej Woli działał Oddział 'Wołyniaka', zwalczały komunistyczny aparat władzy i jego konfidentów, walczyły z ekspedycjami NKWD, likwidowały byłych współpracowników niemieckiego okupanta oraz broniły ludności polskiej przed atakami Ukraińców, dokonywały również pacyfikacji ukraińskich wsi.
Franciszek Oleszkiewicz został w domu, gdy pojawili się enkawudziści w Kuryłówce schował się pod żłób w stajni, parobek Wicek co chwilę wchodził do stajni i dla kamuflażu przynosił siano i zakrywał nim Oleszkiewicza. Ubowcy obrabowali Oleszkiewicza dom, zabierali z salonu wszystko co popadło. Dywany, nakrycia, zabili świnie na podwórzu. To trwał kilka godzin.
Potem ubowcy pojechali na Brzyską Wolę i tam zabrali leśniczego Diakiewicza. Zabrali także sołtysa Franciszka Sochę. Wywieźli ich do Kulna i tam ich obydwóch zastrzelili. Diakiewicza pochowano na cmentarzu w Tarnawcu, tuż obok grobu Janki Oleszkiewicz-Przysiężniak. Dopiero we wtorek pani Katarzyna Oleszkiewiczowa wróciła do domu z Brzyskiej Woli. Nie spodziewała się, że dosłownie za parę dni, w Wielki Piątek 30 marca 1945 roku ci sami oprawcy zamordują jej córkę Janinę Oleszkiewicz-Przysiężniak - żonę 'Ojca Jana'.
2 maja 1945 uciekli z Biłgoraja żołnierze z 3. Samodzielnego Batalionu Operacyjnego Wojsk Wewnętrznych. Dezerterzy zabrali ze sobą broń i amunicję, a nawet rusznice przeciwpancerne. Wielu z nich trafiło do okolicznych lasów, do oddziałów NZW dowodzonych przez „Ojca Jana”. Sowiecki wywiad poinformował, że w okolicach Kuryłówki znajduje się oddział Narodowego Zjednoczenia Wojskowego Franciszka Przysiężniaka ps. „Ojciec Jan”. Postanowili wyłapać dezerterów. Bitwa rozpoczęła się 6 maja.
W niedzielę 6 maja 1945 roku:
Trwały zmagania między oddziałami partyzanckimi, a Moskalami sprowadzonymi przez Ukraińców. Przestraszeni mieszkańcy Kuryłówki ukrywali się, gdzie kto mógł. Pani Emilia Szczęsna z dziećmi - Marylką i Romkiem, nauczycielka Różańska, która uczyła w Kuryłówce angielskiego, a mieszkała u Oleszkiewiczów, moja rodzina Feldmanów, Teresa Pająkowa z dziećmi ukrywali się u Czapli 'z kamienicy'. Wszyscy leżeli na podłodze i przerażeni wyczekiwali końca wystrzałów. Podczas walk zastrzelony został niejaki Fredek, po południu wieźli go na furmance koło domu Feldmanów. Moja ciotka Maryna i jej koleżanka Teresa Pająkowa poleciały do Oleszkiewicza zobaczyć co tam się dzieje, widziały na podwórzu Ukraińców. Wieczorem oddziały skierowały się w kierunku lasu.
W tym dniu został zastrzelony Karol Kycia s. Jana i Anastazji Kuryło. Mógł cieszyć się wolnością, tyle co wrócił do rodziny z przymusowych robót w III Rzeszy i niestety, 6 maja 45. został rozstrzelany przez Moskali dosłownie pod domem. Miał zaledwie 25 lat. 8 maja odbył się pogrzeb Karola, rodzina Kyciów zdążyła pochować swojego syna, a kiedy wróciła po pogrzebie do domu, zastała palące się swoje gospodarstwo.
Partyzanci dostali rozkaz, by się wycofać, nie mieli zaplecza, a obawiali się nalotów. Doradzili mieszkańcom ewakuację na jakiś czas w obawie przed możliwymi dalszymi walkami na terenie wsi. Kuzyn mojego dziadka Juliana - Jan Feldman z Wiązownicy z oddziału Radwana ostrzegł mieszkańców o przygotowywanym natarciu. Partyzanci z oddziału Radwana nocowali u moich dziadków Feldmanów. Przygotowania do walki trwały całą noc. Kopano okopy, prowizoryczne bunkry. Osadzano w nich żołnierzy. W domach mieszkańców odbywały się narady wojenne, ukrywano broń i amunicję. Kuryłówka przypominała obóz warowny. Akcja zaczęła się o świcie 7 maja 1945 roku.
Dziadek Julian Feldman zdołał ukryć w zielonym kufrze swój, swój (jeszcze kawalerski) płaszcz, chustę barankową, do walizki kilka sukienek córek, zimowe płaszcze. Nieco wcześniej ukryli w stajni pod słomą głowice maszyny do szycia, do piwnicy wrzucili jakieś kapy.
8 maja 1945 roku. Wtorek. Imieniny Stanisława.
W odwecie 8 maja 1945 roku wojska sowieckie przy współudziale polskich sił bezpieczeństwa dokonały pacyfikacji Kuryłówki. Rosjanie zajęli szkołę i stamtąd ostrzeliwali. W cerkwi przebywali aresztowani mieszkańcy, którym nie udało się schronić przed Ukraińcami. Aresztowali Katarzynę Wilkową, i jeszcze kogoś?, przetrzymywali ich całą noc w cerkwi.
Wieś została doszczętnie spalona.
Tym, którym udało się ewakuować do sąsiedniej wioski - do Starego Miasta udało się ocalić życie. Zostali ostrzeżeni przez partyzanckie oddziały Radwana o przygotowywanym natarciu i zdążyli się schronić. Ale niektórzy pozostali w domach. Zginęli tragicznie.
Spalili Mikołaja Bielaka i Jerzego Buczka. Podobno służąca (Ruska), wydała Moskalom Mikołaja, zdradzając jego kryjówkę na strychu stajni. Moskale zabrali Mikołaja oraz jego sąsiada Jerzego Buczka do lasu w okolicy Kulna-Naklika? Polali im wrzątkiem głowy i rozstrzelali w bestialski sposób.
Moja mama Janina Feldman schroniła się u Dullów na ul. Sanowej w Leżajsku. Razem z Dullową rano poszły do klasztoru do spowiedzi. Jej drugi mąż Stanisław Cisek z Żołyni zginął na wojnie i ona co roku na 'św. Stanisława' chodziła do klasztoru modlić się. Kiedy wróciły do domu, podczas śniadania zorientowały się, że coś się dzieje, jakiś ruch się zrobił wśród sąsiadów. Wyleciały na podwórze i dowiedziały się, że Kuryłówka się pali. Łuna palącej się wsi była widoczna w Leżajsku, oddalonym 7 km od Kuryłówki.
Moja ciotka Maryna, młodsza córka Feldmana była w tym czasie w szkole w Leżajsku i tam przebywała u ??
Babcia Franka Feldmanowa wczesnym rankiem 8 maja zdecydowała się pojechać do Starego Miasta, chciała sprowadzić dziadka do domu, bo jak się jej wydawało, skoro w poniedziałek walki ucichły, pora wracać do domu. Dziadek zaczął powoli przygotowywać się do powrotu do domu, poszedł po kobyłę, która się pasła na błoniu.
Babcia i dziadek zdążyli jedynie dotrzeć do Sanu, czekali na prom, gdy zobaczyli uciekających w popłochu ludzi z Kuryłówki. Była godzina 8, może 9 rano, gdy zobaczyli łuny unoszące się nad Kuryłówką. Dziadek Julian Feldman zawrócił, a babcia Franka z córką Maryną nie zważając na niebezpieczeństwo poleciały przez pola do Kuryłówki. Zastały płonące wszystkie zabudowania. Babcia zdążyła jeszcze wygrzebać zakopane nadpalone maszyny do szycia. W stajni dwie krowy przywiązane łańcuchami już dogorywały. Gdyby każdy wiedział, że będą palić, to zabraliby więcej dobytku ze sobą. Nikt nie przypuszczał, że będzie taki bieg wydarzeń.
Podpalali równocześnie stodołę, stajnię i chałupę, tak samo u Ryfki Keil spalili wszystko.
Sąsiad Julek Makara i Staszek Czapla spalili się żywcem ukryci w schronie piwnicy u Czapli. Babcia Franka pomagała Marii Makarowej wydobywać zwęglone zwłoki męża. Jan Czapla ojciec spalonego żywcem syna Staszka z rozpaczy mało nie oszalał, chodził w obłędzie po podwórzu między zgliszczami i również zginął tragicznie, przywalony palącymi się jeszcze belkami. Staszek był młody, może dwa lata po ślubie. (Michał Czapla syn Jana był przy śmierci Janki Oleszkiewiczowej).
W Krzeszowie stacjonował sztab ewakuacyjny, który organizował wyjazd Ukraińców z Polski. W Kulnie znajdował się punkt przesiedleńczy dla Ukraińców. Ukraińcy wcale nie mieli ochoty zostawiać majątków i wyjeżdżać z Polski w nieznane. Tu za Niemców było im bardzo dobrze, zajmowali wszystkie stanowiska w urzędach.
19 marca 1945 r., na św. Józefa miejscowi Ukraińcy z pomocą żołnierzy radzieckich spalili wiele domostw w Kuryłówce. Wywiązała się walka między sowietami a oddziałami partyzanckimi "Ojca Jana", przy wsparciu oddziałów NOW-AK "Majki" i in. Oddział "Wołyniaka" był w tym czasie w Tarnawcu ze swoją bojówką. Na polach przed Kulną podczas bitwy, która przebiegała jak na froncie wojennym zastrzelono ok. 40 Moskali. Ukraińcy buszowali po domach, ominęli jednak dom moich dziadków Feldmanów, bo u nich na drzwiach napisane było ‘Uwaga! Tyfus!’ Córka Janina (moja mama) rzeczywiście wtedy chorowała, tyle, że na świnkę.
W Niedzielę Palmową, 25 marca 1945 roku do Kuryłówki wpadli ubowcy z resortu z Biłgoraja w poszukiwaniu partyzantów, ich szefa 'Ojca Jana' i jego żony Janiny Oleszkiewicz-Przysiężniak. Postrzelili Łukasza Buciora, ojca kuzynki mojej babci Franki Feldman.
Wcześniej, o godzinie 5.00, zbrodniarze z PUBP w Biłgoraju, NKWD i LWP KBW rozpoczęli pacyfikację Brzyskiej Woli. Aresztowano ok. 40 osób. Następnie oddziały pacyfikacyjne udały się do Kuryłówki, gdzie aresztowano kolejnych 7 osób. Aresztowanych załadowano do krytego samochodu ciężarowego i kolumna ruszyła w kierunku Kulna. W miejscowości Kulno na łączce przy szosie rozstrzelano bez sądu następujące osoby:
1. Stanisław Diakiewicz żołnierz AK
2. Franciszek Socha żołnierz AK
3. Piotr Piotrowski żołnierz AK
4. Józef Głąb żołnierz AK
5. Kazimierz Korczowski vel Karczowski żołnierz AK
6. NN z oddziału Wołyniaka
oraz 5 osób o nieustalonych nazwiskach, repatriantów z kresów wschodnich.
UB "reprezentował" m.in ppor. Józef Leśniak.
Ks. Kazimierz Węgłowski ówczesny proboszcz parafii rzymsko - katolickiej w księdze zgonów dokonał stosownych wpisów z podaniem przyczyny śmierci tj. "Zastrzelony i tu podał przez kogo". W późniejszym czasie w kancelarii parafii zjawili się funkcjonariusze WUBP z Rzeszowa i skonfiskowali księgę. Księdza Węgłowskiego później przez wiele lat nękano i przesłuchiwano pod byle pretekstem. Później okazało się, że "nieznany sprawca" wydrapał słowa po "Zastrzelony .......... ".
Moja mama z babcią Franką i pani Oleszkiewiczowa uciekły do Werfla. Za Jagosiakiem miedzą w nocy uciekały do Brzyskiej Woli. Wcześniej, o godzinie 5.00, zbrodniarze z PUBP w Biłgoraju, NKWD i LWP KBW rozpoczęli pacyfikację Brzyskiej Woli. Aresztowano ok. 40 osób. Następnie oddziały pacyfikacyjne udały się do Kuryłówki, gdzie aresztowano kolejnych 7 osób. Aresztowanych załadowano do krytego samochodu ciężarowego i kolumna ruszyła w kierunku Kulna. W miejscowości Kulno na łączce przy szosie rozstrzelano bez sądu następujące osoby:
1. Stanisław Diakiewicz żołnierz AK
2. Franciszek Socha żołnierz AK
3. Piotr Piotrowski żołnierz AK
4. Józef Głąb żołnierz AK
5. Kazimierz Korczowski vel Karczowski żołnierz AK
6. NN z oddziału Wołyniaka
oraz 5 osób o nieustalonych nazwiskach, repatriantów z kresów wschodnich.
UB "reprezentował" m.in ppor. Józef Leśniak.
Ks. Kazimierz Węgłowski ówczesny proboszcz parafii rzymsko - katolickiej w księdze zgonów dokonał stosownych wpisów z podaniem przyczyny śmierci tj. "Zastrzelony i tu podał przez kogo". W późniejszym czasie w kancelarii parafii zjawili się funkcjonariusze WUBP z Rzeszowa i skonfiskowali księgę. Księdza Węgłowskiego później przez wiele lat nękano i przesłuchiwano pod byle pretekstem. Później okazało się, że "nieznany sprawca" wydrapał słowa po "Zastrzelony .......... ".
Franciszek Oleszkiewicz został w domu, gdy pojawili się enkawudziści w Kuryłówce schował się pod żłób w stajni, parobek Wicek co chwilę wchodził do stajni i dla kamuflażu przynosił siano i zakrywał nim Oleszkiewicza. Ubowcy obrabowali Oleszkiewicza dom, zabierali z salonu wszystko co popadło. Dywany, nakrycia, zabili świnie na podwórzu. To trwał kilka godzin.
Potem ubowcy pojechali na Brzyską Wolę i tam zabrali leśniczego Diakiewicza. Zabrali także sołtysa Franciszka Sochę. Wywieźli ich do Kulna i tam ich obydwóch zastrzelili. Diakiewicza pochowano na cmentarzu w Tarnawcu, tuż obok grobu Janki Oleszkiewicz-Przysiężniak. Dopiero we wtorek pani Katarzyna Oleszkiewiczowa wróciła do domu z Brzyskiej Woli. Nie spodziewała się, że dosłownie za parę dni, w Wielki Piątek 30 marca 1945 roku ci sami oprawcy zamordują jej córkę Janinę Oleszkiewicz-Przysiężniak - żonę 'Ojca Jana'.
2 maja 1945 uciekli z Biłgoraja żołnierze z 3. Samodzielnego Batalionu Operacyjnego Wojsk Wewnętrznych. Dezerterzy zabrali ze sobą broń i amunicję, a nawet rusznice przeciwpancerne. Wielu z nich trafiło do okolicznych lasów, do oddziałów NZW dowodzonych przez „Ojca Jana”. Sowiecki wywiad poinformował, że w okolicach Kuryłówki znajduje się oddział Narodowego Zjednoczenia Wojskowego Franciszka Przysiężniaka ps. „Ojciec Jan”. Postanowili wyłapać dezerterów. Bitwa rozpoczęła się 6 maja.
W niedzielę 6 maja 1945 roku:
Trwały zmagania między oddziałami partyzanckimi, a Moskalami sprowadzonymi przez Ukraińców. Przestraszeni mieszkańcy Kuryłówki ukrywali się, gdzie kto mógł. Pani Emilia Szczęsna z dziećmi - Marylką i Romkiem, nauczycielka Różańska, która uczyła w Kuryłówce angielskiego, a mieszkała u Oleszkiewiczów, moja rodzina Feldmanów, Teresa Pająkowa z dziećmi ukrywali się u Czapli 'z kamienicy'. Wszyscy leżeli na podłodze i przerażeni wyczekiwali końca wystrzałów. Podczas walk zastrzelony został niejaki Fredek, po południu wieźli go na furmance koło domu Feldmanów. Moja ciotka Maryna i jej koleżanka Teresa Pająkowa poleciały do Oleszkiewicza zobaczyć co tam się dzieje, widziały na podwórzu Ukraińców. Wieczorem oddziały skierowały się w kierunku lasu.
W tym dniu został zastrzelony Karol Kycia s. Jana i Anastazji Kuryło. Mógł cieszyć się wolnością, tyle co wrócił do rodziny z przymusowych robót w III Rzeszy i niestety, 6 maja 45. został rozstrzelany przez Moskali dosłownie pod domem. Miał zaledwie 25 lat. 8 maja odbył się pogrzeb Karola, rodzina Kyciów zdążyła pochować swojego syna, a kiedy wróciła po pogrzebie do domu, zastała palące się swoje gospodarstwo.
Partyzanci dostali rozkaz, by się wycofać, nie mieli zaplecza, a obawiali się nalotów. Doradzili mieszkańcom ewakuację na jakiś czas w obawie przed możliwymi dalszymi walkami na terenie wsi. Kuzyn mojego dziadka Juliana - Jan Feldman z Wiązownicy z oddziału Radwana ostrzegł mieszkańców o przygotowywanym natarciu. Partyzanci z oddziału Radwana nocowali u moich dziadków Feldmanów. Przygotowania do walki trwały całą noc. Kopano okopy, prowizoryczne bunkry. Osadzano w nich żołnierzy. W domach mieszkańców odbywały się narady wojenne, ukrywano broń i amunicję. Kuryłówka przypominała obóz warowny. Akcja zaczęła się o świcie 7 maja 1945 roku.
Dziadek Julian Feldman zdołał ukryć w zielonym kufrze swój, swój (jeszcze kawalerski) płaszcz, chustę barankową, do walizki kilka sukienek córek, zimowe płaszcze. Nieco wcześniej ukryli w stajni pod słomą głowice maszyny do szycia, do piwnicy wrzucili jakieś kapy.
Bronek Kostek, sekretarz Dwornik i Julian Feldman pojechali furmanką za San, schronili się u Adama Schönborna w Starym Mieście.
Marylka z Welców Karpińska żona granatowego policjanta z Sieniawy, która mieszkała na placu Pauliny Matuszowej załadowała do wózka dziecięcego jakieś ubrania, kilka rzeczy m. in. nakrycie stołowe i razem z moją mamą Janiną Feldman ewakuowały się również do Starego Miasta, dołączyły do uciekinierów schronionych u Schönbornów. Ostatecznie schroniły się w Leżajsku u państwa Dullów, bo w Starym Mieście u Schönbornów nie było już miejsca. Karpińska schowała wózek w Starym Mieście u krewnej Anielci, w stercie chrustu.
Karpińska wiele razy spała u moich dziadków Feldmanów, ukrywając się przed Ukraińcami, przez których była kilkakrotnie obrabowana.
Moja babcia Franciszka Feldman postanowiła nie opuszczać domu, została na gospodarstwie doglądać bydła, bo lada moment miała się ocielić krowa. Ukrywała się razem z Pauliną Matuszową w pobliskich krzakach zarośniętych pokrzywami i od czasu do czasu w dogodnym momencie zachodziła do domu nakarmić bydło. Po oporządzeniu bydła Babcia Franka zapakowała na furmankę pierzynę, siano dla konia i zawiozła do Schönborna.
Ci, którzy ewakuowali się ze wsi, przedostawszy się promem do Starego Miasta i Leżajska oczekiwali na rozwój wydarzeń.
W poniedziałek po południu Moskale przemaszerowali spokojnie przez wieś, udali się do Leżajska, ulicą Sanową podeszli po Sąd, a potem wrócili do Krzeszowa. Wydawało się, że strzelanina ucichła, Sowieci się wycofali, walki zostały zakończone.
Mieszkańcy Kuryłówki zaczęli wracać do domów. Bielaki wrócili, Jerzy Buczko wrócił z rodziną, Pękalowa wróciła, Ćwikły z górki wrócili zza Sanu. Po południu zabrali Mikołaja i Jerzego Buczko.
Marylka z Welców Karpińska żona granatowego policjanta z Sieniawy, która mieszkała na placu Pauliny Matuszowej załadowała do wózka dziecięcego jakieś ubrania, kilka rzeczy m. in. nakrycie stołowe i razem z moją mamą Janiną Feldman ewakuowały się również do Starego Miasta, dołączyły do uciekinierów schronionych u Schönbornów. Ostatecznie schroniły się w Leżajsku u państwa Dullów, bo w Starym Mieście u Schönbornów nie było już miejsca. Karpińska schowała wózek w Starym Mieście u krewnej Anielci, w stercie chrustu.
Karpińska wiele razy spała u moich dziadków Feldmanów, ukrywając się przed Ukraińcami, przez których była kilkakrotnie obrabowana.
Moja babcia Franciszka Feldman postanowiła nie opuszczać domu, została na gospodarstwie doglądać bydła, bo lada moment miała się ocielić krowa. Ukrywała się razem z Pauliną Matuszową w pobliskich krzakach zarośniętych pokrzywami i od czasu do czasu w dogodnym momencie zachodziła do domu nakarmić bydło. Po oporządzeniu bydła Babcia Franka zapakowała na furmankę pierzynę, siano dla konia i zawiozła do Schönborna.
Ci, którzy ewakuowali się ze wsi, przedostawszy się promem do Starego Miasta i Leżajska oczekiwali na rozwój wydarzeń.
W poniedziałek po południu Moskale przemaszerowali spokojnie przez wieś, udali się do Leżajska, ulicą Sanową podeszli po Sąd, a potem wrócili do Krzeszowa. Wydawało się, że strzelanina ucichła, Sowieci się wycofali, walki zostały zakończone.
Mieszkańcy Kuryłówki zaczęli wracać do domów. Bielaki wrócili, Jerzy Buczko wrócił z rodziną, Pękalowa wróciła, Ćwikły z górki wrócili zza Sanu. Po południu zabrali Mikołaja i Jerzego Buczko.
8 maja 1945 roku. Wtorek. Imieniny Stanisława.
W odwecie 8 maja 1945 roku wojska sowieckie przy współudziale polskich sił bezpieczeństwa dokonały pacyfikacji Kuryłówki. Rosjanie zajęli szkołę i stamtąd ostrzeliwali. W cerkwi przebywali aresztowani mieszkańcy, którym nie udało się schronić przed Ukraińcami. Aresztowali Katarzynę Wilkową, i jeszcze kogoś?, przetrzymywali ich całą noc w cerkwi.
Wieś została doszczętnie spalona.
Tym, którym udało się ewakuować do sąsiedniej wioski - do Starego Miasta udało się ocalić życie. Zostali ostrzeżeni przez partyzanckie oddziały Radwana o przygotowywanym natarciu i zdążyli się schronić. Ale niektórzy pozostali w domach. Zginęli tragicznie.
Spalili Mikołaja Bielaka i Jerzego Buczka. Podobno służąca (Ruska), wydała Moskalom Mikołaja, zdradzając jego kryjówkę na strychu stajni. Moskale zabrali Mikołaja oraz jego sąsiada Jerzego Buczka do lasu w okolicy Kulna-Naklika? Polali im wrzątkiem głowy i rozstrzelali w bestialski sposób.
Moja ciotka Maryna, młodsza córka Feldmana była w tym czasie w szkole w Leżajsku i tam przebywała u ??
Babcia Franka Feldmanowa wczesnym rankiem 8 maja zdecydowała się pojechać do Starego Miasta, chciała sprowadzić dziadka do domu, bo jak się jej wydawało, skoro w poniedziałek walki ucichły, pora wracać do domu. Dziadek zaczął powoli przygotowywać się do powrotu do domu, poszedł po kobyłę, która się pasła na błoniu.
Babcia i dziadek zdążyli jedynie dotrzeć do Sanu, czekali na prom, gdy zobaczyli uciekających w popłochu ludzi z Kuryłówki. Była godzina 8, może 9 rano, gdy zobaczyli łuny unoszące się nad Kuryłówką. Dziadek Julian Feldman zawrócił, a babcia Franka z córką Maryną nie zważając na niebezpieczeństwo poleciały przez pola do Kuryłówki. Zastały płonące wszystkie zabudowania. Babcia zdążyła jeszcze wygrzebać zakopane nadpalone maszyny do szycia. W stajni dwie krowy przywiązane łańcuchami już dogorywały. Gdyby każdy wiedział, że będą palić, to zabraliby więcej dobytku ze sobą. Nikt nie przypuszczał, że będzie taki bieg wydarzeń.
Podpalali równocześnie stodołę, stajnię i chałupę, tak samo u Ryfki Keil spalili wszystko.
Sąsiad Julek Makara i Staszek Czapla spalili się żywcem ukryci w schronie piwnicy u Czapli. Babcia Franka pomagała Marii Makarowej wydobywać zwęglone zwłoki męża. Jan Czapla ojciec spalonego żywcem syna Staszka z rozpaczy mało nie oszalał, chodził w obłędzie po podwórzu między zgliszczami i również zginął tragicznie, przywalony palącymi się jeszcze belkami. Staszek był młody, może dwa lata po ślubie. (Michał Czapla syn Jana był przy śmierci Janki Oleszkiewiczowej).
Julian Makara ur 28 marca 1907 syn Antoniego i Agnieszki Skiby, mąż Marii Gorący zmarł 8 maja 1945 roku. Jako przyczynę zgonu wpisał – udusił się w schronie podczas palenia Kuryłówki”.
Dzień później, 9 maja kiedy już ogłoszono koniec wojny, mieszkańcy Kuryłówki nie mieli powodu do entuzjastycznego świętowania Dnia Zwycięstwa. Ukraińcy jeszcze raz przyjechali palić dalszą część Kuryłówki. Spalili gminę i posterunek milicji. Wojna skończona, syreny wyły, Ukraińcy zaczęli się wycofywać i nie dokończyli niszczenia reszty wsi.
9 maja zginął również Jan Josse, (ojciec inżyniera Józefa Jossego, chemika, absolwenta lwowskiej uczelni, który pracował w Zakładach Spirytusowych w Łańcucie). Podobno go zastrzelili i wrzucili do ognia.
9 maja zginął również Jan Josse, (ojciec inżyniera Józefa Jossego, chemika, absolwenta lwowskiej uczelni, który pracował w Zakładach Spirytusowych w Łańcucie). Podobno go zastrzelili i wrzucili do ognia.
W tym dniu Franciszek Góral - ojciec Zośki Góralowej i Michał Kostek - ojciec Emila ps. 'Maciek', komendanta miejscowej placówki NOW-AK rozmawiali na błoniach, gdy pojawili się Moskale. Franciszek i Michał próbowali się schować w ziemiance koło cerkwi (między cmentarzem, a ogrodem Feldmanów były 'gruby', Krupicha miała tam ziemniaki), niestety Moskale ich dojrzeli.
- Wyłazi! wyłazi! - krzyczał sowiecki żołnierz
Michał Kostek nie chciał wyjść z tej ziemianki, został postrzelony, natomiast Franciszek Górala, posłusznie wyszedł, zabrali go na posterunek na placu Oleszkiewicza i tam na podwórzu go zastrzelili. Milek Kostek ps. Maciek sprowadził lekarza z Leżajska (lekarz mieszkał na Podklasztorem). Niestety, nie udało się, Michał zmarł jeszcze tego samego dnia 9 maja 1945. U Kostka zastrzelili świnie.
Podczas tych kilkudniowych walk zginęło wiele osób: Mikołaj Bielak s. Antoniego i Marii Koba, Jerzy Buczko, Julek Makara, Jan Czapla, Staszek Czapla, Karol Kycia, Franciszek Góral i Michał Kostek s. Wojciecha i Rozalii Kuszaj, Jan Josse. Stefania Pityńska z Krupów ps. 'Perełka' została postrzelona.
Ludzie pozostali bez środków do życia. Nie mogli liczyć na sąsiedzką pomoc, bo wszyscy mieszkańcy wsi dzielili taki sam tragiczny los. Z pomocą przychodzili im ludzie z sąsiednich wiosek, udzielając im dachu nad głową, do czasu odbudowania własnych domów.
Moi dziadkowie w Dniu Zwycięstwa stracili cały dobytek. Dziadek Julian przez wiele dni sam porządkował zgliszcza, zakopywał popalone bydło. Późnymi wieczorami wracał o głodzie, wyczerpany z sił do rodziny Ćwikłów (teściów). Przygarnęli moich dziadków, mamę i ciotkę, dali schronienie, ale niestety, też nie mieli ich czym nakarmić.
Dużą pomoc okazywała moim bliskim rodzina Pietrychów z Tarnawca, która rozumiejąc tragedię, zaświadczyła, że ‘prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie’.
Obchody 70. rocznicy Bitwy pod Kuryłówką. Konferencja popularno-naukowa
71. rocznica Bitwy pod Kuryłówką
Ludzie pozostali bez środków do życia. Nie mogli liczyć na sąsiedzką pomoc, bo wszyscy mieszkańcy wsi dzielili taki sam tragiczny los. Z pomocą przychodzili im ludzie z sąsiednich wiosek, udzielając im dachu nad głową, do czasu odbudowania własnych domów.
Moi dziadkowie w Dniu Zwycięstwa stracili cały dobytek. Dziadek Julian przez wiele dni sam porządkował zgliszcza, zakopywał popalone bydło. Późnymi wieczorami wracał o głodzie, wyczerpany z sił do rodziny Ćwikłów (teściów). Przygarnęli moich dziadków, mamę i ciotkę, dali schronienie, ale niestety, też nie mieli ich czym nakarmić.
Dużą pomoc okazywała moim bliskim rodzina Pietrychów z Tarnawca, która rozumiejąc tragedię, zaświadczyła, że ‘prawdziwych przyjaciół poznaje się w biedzie’.
Pani Emilia Szczęsna ukrywała się u Córkowiczów w szkole w Starym Mieście, straciła cały dobytek, miała piękny, nowy, zaledwie rok wcześniej wybudowany dom, została sama z dziećmi. W 1942 roku mąż Józef Szczęsny zginął w Oświęcimiu.
***
Wspomnienia mojej ciotki Marii Szamik z d. Feldman
Byłam w domu, gdy walki zaczęły się o 6 rano. Trwały do godz. 15.
Tato Julian Feldman, moja siostra Janka i ja uciekliśmy do Starego Miasta. Zostaliśmy ostrzeżeni przez Jana Feldmana z Oddziału Radwana z Wiązownicy, aby uciekać za San, bo szykują się walki.
Mama Franciszka Feldman została w domu, chciała zaopiekować się dobytkiem i przede wszystkim cielną krową.
Wieczorem mama dotarła do Sanu, przyjechała furmanką, na wozie miała 2 pierzyny i poduszki. Tato odebrał mamę i zajechał do wujka Adama Schöborna.
8 maja 1945
Był dokładnie wtorek, mama zdecydowała się pojechać do Starego Miasta po tatę. Złościła się na niego, że do tej pory jeszcze tam siedzi, że wszyscy już dawno powrócili do domów, a on siedzi komuś na głowie.
Gdy już tato zdecydował się na powrót do domu, zaczął przygotowywać konia, dotarli do Sanu, ale jak się okazało się, że nie mogą wracać, bo już nad wsią widać było łuny, wszystko się spaliło. Cała Kuryłówka się paliła.
Ja w tym dniu byłam w gimnazjum. Na lekcji j. niemieckiego prof. Henryk Kunz pozwolił nam wejść na strych, by zobaczyć, w którym mniej więcej miejscu się pali. Zobaczyłam łunę w pobliżu cerkwi, a przecież mieszkaliśmy dokładnie przy cerkwi. Nie zastanawiając się pogoniliśmy do domu. A było nas kilka osób.
Mama Franciszka Feldman była na miejscu, domy, stajnie, stodoły – wszystko płonęło. Wzięłam boska i próbowałam uratować z ognia nogi od maszyny do szycia, które mama wcześniej zdążyła ukryć w piwnicy. Żeliwne, rozgrzane rozsypały się w kawałki. Stodoła i stajnia były już spalone, cielne krowy się dymiły, z gorąca się cieliły. Babcia Kostkowa chciała je wypuścić, ale bała się Rosjan, oni nosili ze stodoły słomę do stajni i w ten sposób rozpalali ogień.
Zostaliśmy z rodzicami bez dachu nad głową, bez dobytku, zboże w skrzyni spalone, ziemniaki upieczone w piwnicy, mleka nie było. Jednym słowem głód i nędza.
Najbliższa rodzina wypięła się na nas. Nie udzieliła nam schronienia, nie zaoferowała kawałka chleba.
Pod swój dach przyjęła nas babcia Zofia Ćwikłowa, mimo, że u babci były bardzo złe warunki, ale cóż, nie mogliśmy grymasić. Dziadek Michał Ćwikła już wtedy nie żył od dwóch lat, zmarł 17 marca 1943 roku w wieku 77 lat. Józef Werfel z Brzyskiej Woli pożyczył 1 metr zboża, które tato zmełł na mąkę. Nie było gdzie upiec chleb. Babcia Opałkowa dała nam ziemniaki do sadzenia, rodzina Pietrychów z Tarnawca od czasu do czasu posyłała nam dzbanek mleka, chleb, masło, ser. I tak wegetowaliśmy przez kilka miesięcy, do zimy.
Tato sam porządkował pogorzelisko, od rana do późnego wieczora, o głodzie.
Tato po jakimś czasie ściągnął starą stodołę, odzyskaną po Ukraińcach, którzy wyjechali na Ukrainę. Ja z Janką spałyśmy na sąsieku, mama i tato spali w przybudówce. Było zimno, oczy, włosy mieliśmy oszronione.
Dostaliśmy krowę od dobrych ludzi, tato postawił stajnię, a po jakimś czasie zaczął ściągać drzewo na dom. Dokupił drzewa u Werfla, aby chałupę nieco podwyższyć.
Do domu sprowadziliśmy się 8 grudnia 1945, na moje Imieniny. Tato poważnie się rozchorował na isjasz, leżał całą zimę chory.
***
Linki związane z Bitwą pod Kuryłówką:
71. rocznica Bitwy pod Kuryłówką
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz