W obchodach 69. rocznicy śmierci kpt. “Szpaka” i jego żołnierzy uczestniczyły poczty sztandarowe Kół w Łańcucie i Leżajsku oraz szkół i harcerzy. Poczet sztandarowy Koła ŚZŻAK w Łańcucie. Hołd poległym na Kahlówce oddali podkomendni z Obwodu Łańcuckiego AK oraz zgromadzone poczty sztandarowe.
Co roku w tym miejscu, w dniu Święta Piotra i Pawła od wielu lat zbierają się na uroczystościach mieszkańcy tarnawieckiej parafii, byli partyzanci, członkowie ŚZŻAK, ZBOWiD, i rodziny ofiar tamtejszej tragedii.
Wśród uczestników uroczystości - jak co roku - jest Pani Janina Stankiewicz z Feldmanów - sanitariuszka i świadek śmierci kpt. Wodeckiego.
***
****
Przytoczę wspomnienia mojej mamy sprzed lat.
Był rok 2006, kwiecień. Zaprosiłam moją mamę w podróż do przeszłości. Odwiedziłyśmy z mamą Cmentarz Parafialny w Kuryłówce par. Tarnawiec, a później spacerkiem poszłyśmy pod pomnik ku pamięci żołnierzy AK postawiony w miejscu, gdzie kiedyś znajdował się folwark Serwacego Kahla. To od Serwacego Kahla - niemieckiego kolonisty, właściciela folwarku przysiółek zwany jest potocznie Kahlówką, ale też Serwacówką.
Wiedziałam, że moja mama - Janina Stankiewicz z Feldmanów była naocznym świadkiem tamtych tragicznych czasów, sprowokowałam ją, by opowiedziała mi o swoich przeżyciach.
Moja mama siedząc pod pomnikiem, stwierdziła, że dwa razy szczęśliwie uniknęła śmierci, raz 29 czerwca 1944 roku na Kahlówce, drugi raz mogła zginąć na weselu swojej przyjaciółki - Janki Oleszkiewiczównej z „Ojcem Janem”- Janem Franciszkiem Przysiężniakiem, dowódcą samodzielnego oddz. partyzanckiego NOW-AK.
Wspominała:
Do naszego domu (Feldmanów) przyszedł inż. Józef Josse i AK-owiec, ps. Scewoli, poinformował, że na Kahlówce są ranni żołnierze.
- Idźcie, bo tam potrzebna jest pomoc, trzeba im coś ugotować opatrzyć rany - powiedział.
Wiedziałam, że rodzina Kahlów wyjechała do Leżajska, a domem opiekowała się Maria Kostkowa z d. Krach, szwagierka Emila Kostka ps Maciek (komendant miejscowej placówki AK). Niewiele myśląc, poleciałam zobaczyć, czy mogę się przydać. Zastałam grupę rannych żołnierzy. Przywieźli ich nocą. Zostali ostrzelani w Szyszkowie przez 1000-osobową grupę Kałmuków (Mongołów) dowodzonych przez oficerów Wermachtu, z którymi stoczyli krwawą bitwę. W czasie strzelaniny zostało rannych 12 żołnierzy, m.in. dowódca zgrupowania „Szpak”.
Zastałam na Kahlówce również moje przyjaciółki: Marynę Werflówną i jej siostrę Jankę, które mieszkały w Brzyskiej Woli na leśniczówce, a więc prawie po sąsiedzku z Szyszkowem, słysząc strzały z bitewnych pól, wystraszone uciekły do Kuryłówki i schroniły się u nas tj u Feldmanów.
W tym samym czasie Karola Kobowa, która balowała na weselu w Brzyskiej Woli, przerwała imprezę i w wielkim popłochu wystraszona wróciła do domu w Kuryłówce. Ktoś doniósł, że w lesie są już partyzanci.
Na Kahlówce wzięłyśmy się do roboty. Pomogłam Marii gotować obiad, ja strugałam ziemniaki, obierałam ogórki na mizerię, Maria robiła makaron i przyrządzała kurczaki. W międzyczasie ktoś pojechał do Leżajska po lekarza, wkrótce Jędrzejowski przywiózł dr. Bolesława Szaniawskiego.
W jednym pokoju leżał „Szpak” - dowódca partyzantów kpt Ernest Wodecki. Był dowódcą Partyzanckiego Obwodu ZWZ-AK Łańcut. Prowadził działalność partyzancką na terenie całego powiatu łańcuckiego, do którego należał też teren między Kuryłówką a Brzyską Wolą tzw. Górki. W Górkach stacjonowały 300 osobowe Oddziały partyzanckie AK.
28 czerwca 1944 roku na wieść od łącznika biłgorajskiego oddz. AK o planowanej akcji likwidacji oddziału partyzanckiego w Górkach przez Kałmuków, kpt Wodecki postanowił ewakuować oddział do Lasów Janowskich na Porytowe Wzgórze. Niestety, pod Szyszkowem partyzanci wpadli w zasadzkę. Ranny kpt Szpak wydał rozkaz wycofania oddziału z powrotem do Brzyskiej Woli. Nocą z 28 na 29 czerwca przetransportowano rannych partyzantów do Tarnawca, ulokowano ich na Kahlówce.
Część rannych żołnierzy leżała w stodole.
Podając obiad dowódcy Ernestowi Wodeckiemu ps Szpak, spytałam czy mam mu pomóc, by go nakarmić. Nie, dziękuję - powiedział.
Po obiedzie poszłyśmy razem z Maryną Werflówą i jej siostrą Janką Werflówną do pobliskiej rzeki Złota wyprać bandaże po zmianie opatrunków przez doktora Bolesława Szaniawskiego.
Mańka zaproponowała nam, że możemy już wracać do domu, bo to dzień świąteczny, święto Piotra i Pawła, że ona sama pozmywa naczynia. Nie zdążyła. Słysząc tętent koni i dzikie okrzyki, uciekła w pole, położyła się w bruździe i tam przeczekała. Maryna i Janka Werflówne wsiadły na furmankę, pojechały po Anielę Wilkos, żonę leśniczego i razem pomogły reszcie żołnierzy ulokowanych w lesie przeprawić się przez San z Ożańskiej Góry do Woli Zarczyckiej. Maryna miała sukienkę w duże granatowe grochy. Podczas przeprawiania się wpław przez rzekę, farbowane grochy zupełnie się rozpuściły i kiedy wyszła z wody jej sukienka była cała granatowa.
Mi się udało, zaledwie 10 minut wcześniej, przez pola wróciłam do domu - kontynuowała mama. Gdybym została nieco dłużej, to już bym nie żyła. Kiedy opuściłam Kahlówkę, w domu nie zastałam rodziców, byli w tym czasie u Maruszaków na Polskim Końcu. Zjadłam na chybcika knedle (szwabskie pierogi) i pogoniłam do Uchniata. W międzyczasie Gondek, który wraz z żoną uciekli z Brzyskiej Woli i zatrzymali się w Kuryłówce, latał po wsi, krzycząc, że Mongoły już są w okolicy. W popłochu zabrałam jeszcze z domu dowód i z Karolą Kobową i Zośką Czaplową przez Przewrócie uciekłyśmy do Łuziny nad Sanem. Schroniłyśmy się pod rozłożystym drzewem, potwornie wystraszone siedziałyśmy tam do wieczora. Z dala dolatywały dzikie wycia Mongołów, nasłuchiwałyśmy, słychać było tętent koni.
Każdy się bał Mongołów, bo ta skośnooka dzicz gwałciła kobiety, nie zważając na wiek. Jakaś gospodyni, chcąc uniknąć gwałtu barbarzyńców usmarowała się krowim łajnem.
Na błoniu stała studnia, z której korzystało kilka gospodarstw. Gdy nadjechał oddział Mongołów, napoili konie, pojechali w kierunku mostu na Sanie.
Wieczorem, Anna Czaplowa, matka Zośki i Ludwiki wzięła ciele przywiązane na powrózek i poszła do Łuziny, stanęła i cicho wołała
- Zośka! Chodźcie! Już ich nie ma!
Maryśka Muskusowa poleciała na Kahlówkę, była ciekawa, co się tam wydarzyło. Podobnie ciekawscy Julek Czerniecki i Milek Kostek pojechali na rowerach na Kahlówkę obejrzeć co się tam wydarzyło.
Okazało się, że o świcie konnica Kałmuków z Tarnogrodu dotarła do Brzyskiej Woli, a przed południem zatrzymali się przy zabudowaniach Kahlówki, by napoić i nakarmić konie. Kiedy znaleźli się przy studni, jeden z partyzantów, policjant Karpiński otworzył do nich seryjny ogień z broni. Kałmucy zareagowali natychmiast, padły strzały, zabudowania stanęły w płomieniach. Z wyskakujących okien partyzanci byli natychmiast rozstrzeliwani i wrzucani do ognia. „Szpak” został zastrzelony, gdy wyskakiwał przez okno i zawisnął na różach, jednego z żołnierzy znaleziono zastrzelonego nieopodal rzeki, być może zmierzał do rzeki, by się w niej umyć. Jeden z żołnierzy dogorywał, a na jego krwawiącej piersi paliła się deska.
Po 2-3 dniach, wieczorową porą partyzanci, pochowali bohaterów na cmentarzu, pochowano ich w pobliżu grobu Huberów, dzisiaj, niedaleko od tego miejsca znajduje się pomnik legendarnego partyzanta Józefa Zadzierskiego - ps. "Wołyniak”. Pogrzeb organizował Tadek Bielak. Jego siostra Zośka i ja zrobiłyśmy wieńce.
Zrobili tabliczkę z blachy, ozdobioną po bokach rulonami. Wypisali nazwiska i pseudonimy. Było ich chyba 12.
Kpt Ernest Wodecki ps. Szpak
Plutonowy Stanisław Pudło ps. Fajny
Kpr Stanisław Cisek ps. Kawka
Kpr Bogusław Pawłowski ps. Orkan z Łańcuta
Kpr Franciszek Ruta ps Klucz
Kpt Tadeusz Skórski ps. Achilles z Dąbrówek
Stanisław Szust ps Cyma
Józef Kiełboń- sołtys w Tarnawcu, (dziadek Józka Kiełbonia)
Stanisław Rakszawski - komendant Strzelca z Tarnawca
Ćwikła z Brzyskiej Woli
Koledzy partyzanci napisali taki wiersz:
„ A gdy polegnę o drodzy moi,
dojdzie wasz może zza świata głos,
żem był szczęśliwy zginąć za sprawę, dziękując Bogu za taki los.
Nie mówcie nigdy, o drodzy moi, że szkoda moich młodzieńczych lat.
Bo pamiętajcie, że tylko z ofiar
powstaje nowy, lepszy świat”.
Nie pamiętałam czy pochowano ich w trumnach, czy nie. Śpiewano „W mogile ciemnej”.
W latach 50. rodziny, ekshumowały zwłoki z tarnowieckiego cmentarza. Kpt. Ernesta Wodeckiego, kpr Stanisława Ciska kpr Bogusławskiego, Stanisława Szusta, kpt Tadeusza Skórskiego pochowano na cmentarzu w Łańcucie. Ernest Wodecki ur. się 11.06.1904 r. w Gołkowicach (pow. Wodzisław Śl.) Syn Jana i Tekli z d. Czarnota. Został zastrzelony w wieku 40 lat, a nie, jak podano 48 lat.
Budową pomnika zajmował się Władysław Rakszawski.
Napis na tabliczce:
„Żołnierze Armii Krajowej polegli w walce z okupantem 29 czerwca 1944 roku w Kuryłówce”.
Poniżej wypisane ofiary tragedii, jaka rozegrała się tam niespełna miesiąc przed "Wyzwoleniem".
Kilka lat temu, matka kpr. Bogusława Pawłowskiego ps. Orkan, przyjechała z Łańcuta, po uroczystościach wypytywała mamę o zdarzeniach z tamtych chwil. Mama, mówiła jej, że tam nie było czasu na rozmowę, wszyscy żyli pod strachem, wiedząc, że lada moment mogą nadjechać Mongoły.
Matka Orkana opowiadała mamie jaką przeżyła tragedię, była młoda jeszcze. Wiadomo, że syn był narażony na niebezpieczeństwo, liczyła się z tym, że różnie mogło być. Miała córkę, która już jako dorosła zginęła tragicznie, potrąciło ją auto. Tragedia córki ją dobiła.
Wiedziałam, że moja mama - Janina Stankiewicz z Feldmanów była naocznym świadkiem tamtych tragicznych czasów, sprowokowałam ją, by opowiedziała mi o swoich przeżyciach.
Moja mama siedząc pod pomnikiem, stwierdziła, że dwa razy szczęśliwie uniknęła śmierci, raz 29 czerwca 1944 roku na Kahlówce, drugi raz mogła zginąć na weselu swojej przyjaciółki - Janki Oleszkiewiczównej z „Ojcem Janem”- Janem Franciszkiem Przysiężniakiem, dowódcą samodzielnego oddz. partyzanckiego NOW-AK.
Wspominała:
Do naszego domu (Feldmanów) przyszedł inż. Józef Josse i AK-owiec, ps. Scewoli, poinformował, że na Kahlówce są ranni żołnierze.
- Idźcie, bo tam potrzebna jest pomoc, trzeba im coś ugotować opatrzyć rany - powiedział.
Wiedziałam, że rodzina Kahlów wyjechała do Leżajska, a domem opiekowała się Maria Kostkowa z d. Krach, szwagierka Emila Kostka ps Maciek (komendant miejscowej placówki AK). Niewiele myśląc, poleciałam zobaczyć, czy mogę się przydać. Zastałam grupę rannych żołnierzy. Przywieźli ich nocą. Zostali ostrzelani w Szyszkowie przez 1000-osobową grupę Kałmuków (Mongołów) dowodzonych przez oficerów Wermachtu, z którymi stoczyli krwawą bitwę. W czasie strzelaniny zostało rannych 12 żołnierzy, m.in. dowódca zgrupowania „Szpak”.
Zastałam na Kahlówce również moje przyjaciółki: Marynę Werflówną i jej siostrę Jankę, które mieszkały w Brzyskiej Woli na leśniczówce, a więc prawie po sąsiedzku z Szyszkowem, słysząc strzały z bitewnych pól, wystraszone uciekły do Kuryłówki i schroniły się u nas tj u Feldmanów.
W tym samym czasie Karola Kobowa, która balowała na weselu w Brzyskiej Woli, przerwała imprezę i w wielkim popłochu wystraszona wróciła do domu w Kuryłówce. Ktoś doniósł, że w lesie są już partyzanci.
Na Kahlówce wzięłyśmy się do roboty. Pomogłam Marii gotować obiad, ja strugałam ziemniaki, obierałam ogórki na mizerię, Maria robiła makaron i przyrządzała kurczaki. W międzyczasie ktoś pojechał do Leżajska po lekarza, wkrótce Jędrzejowski przywiózł dr. Bolesława Szaniawskiego.
W jednym pokoju leżał „Szpak” - dowódca partyzantów kpt Ernest Wodecki. Był dowódcą Partyzanckiego Obwodu ZWZ-AK Łańcut. Prowadził działalność partyzancką na terenie całego powiatu łańcuckiego, do którego należał też teren między Kuryłówką a Brzyską Wolą tzw. Górki. W Górkach stacjonowały 300 osobowe Oddziały partyzanckie AK.
28 czerwca 1944 roku na wieść od łącznika biłgorajskiego oddz. AK o planowanej akcji likwidacji oddziału partyzanckiego w Górkach przez Kałmuków, kpt Wodecki postanowił ewakuować oddział do Lasów Janowskich na Porytowe Wzgórze. Niestety, pod Szyszkowem partyzanci wpadli w zasadzkę. Ranny kpt Szpak wydał rozkaz wycofania oddziału z powrotem do Brzyskiej Woli. Nocą z 28 na 29 czerwca przetransportowano rannych partyzantów do Tarnawca, ulokowano ich na Kahlówce.
Część rannych żołnierzy leżała w stodole.
Podając obiad dowódcy Ernestowi Wodeckiemu ps Szpak, spytałam czy mam mu pomóc, by go nakarmić. Nie, dziękuję - powiedział.
Po obiedzie poszłyśmy razem z Maryną Werflówą i jej siostrą Janką Werflówną do pobliskiej rzeki Złota wyprać bandaże po zmianie opatrunków przez doktora Bolesława Szaniawskiego.
Mańka zaproponowała nam, że możemy już wracać do domu, bo to dzień świąteczny, święto Piotra i Pawła, że ona sama pozmywa naczynia. Nie zdążyła. Słysząc tętent koni i dzikie okrzyki, uciekła w pole, położyła się w bruździe i tam przeczekała. Maryna i Janka Werflówne wsiadły na furmankę, pojechały po Anielę Wilkos, żonę leśniczego i razem pomogły reszcie żołnierzy ulokowanych w lesie przeprawić się przez San z Ożańskiej Góry do Woli Zarczyckiej. Maryna miała sukienkę w duże granatowe grochy. Podczas przeprawiania się wpław przez rzekę, farbowane grochy zupełnie się rozpuściły i kiedy wyszła z wody jej sukienka była cała granatowa.
Mi się udało, zaledwie 10 minut wcześniej, przez pola wróciłam do domu - kontynuowała mama. Gdybym została nieco dłużej, to już bym nie żyła. Kiedy opuściłam Kahlówkę, w domu nie zastałam rodziców, byli w tym czasie u Maruszaków na Polskim Końcu. Zjadłam na chybcika knedle (szwabskie pierogi) i pogoniłam do Uchniata. W międzyczasie Gondek, który wraz z żoną uciekli z Brzyskiej Woli i zatrzymali się w Kuryłówce, latał po wsi, krzycząc, że Mongoły już są w okolicy. W popłochu zabrałam jeszcze z domu dowód i z Karolą Kobową i Zośką Czaplową przez Przewrócie uciekłyśmy do Łuziny nad Sanem. Schroniłyśmy się pod rozłożystym drzewem, potwornie wystraszone siedziałyśmy tam do wieczora. Z dala dolatywały dzikie wycia Mongołów, nasłuchiwałyśmy, słychać było tętent koni.
Każdy się bał Mongołów, bo ta skośnooka dzicz gwałciła kobiety, nie zważając na wiek. Jakaś gospodyni, chcąc uniknąć gwałtu barbarzyńców usmarowała się krowim łajnem.
Na błoniu stała studnia, z której korzystało kilka gospodarstw. Gdy nadjechał oddział Mongołów, napoili konie, pojechali w kierunku mostu na Sanie.
Wieczorem, Anna Czaplowa, matka Zośki i Ludwiki wzięła ciele przywiązane na powrózek i poszła do Łuziny, stanęła i cicho wołała
- Zośka! Chodźcie! Już ich nie ma!
Maryśka Muskusowa poleciała na Kahlówkę, była ciekawa, co się tam wydarzyło. Podobnie ciekawscy Julek Czerniecki i Milek Kostek pojechali na rowerach na Kahlówkę obejrzeć co się tam wydarzyło.
Okazało się, że o świcie konnica Kałmuków z Tarnogrodu dotarła do Brzyskiej Woli, a przed południem zatrzymali się przy zabudowaniach Kahlówki, by napoić i nakarmić konie. Kiedy znaleźli się przy studni, jeden z partyzantów, policjant Karpiński otworzył do nich seryjny ogień z broni. Kałmucy zareagowali natychmiast, padły strzały, zabudowania stanęły w płomieniach. Z wyskakujących okien partyzanci byli natychmiast rozstrzeliwani i wrzucani do ognia. „Szpak” został zastrzelony, gdy wyskakiwał przez okno i zawisnął na różach, jednego z żołnierzy znaleziono zastrzelonego nieopodal rzeki, być może zmierzał do rzeki, by się w niej umyć. Jeden z żołnierzy dogorywał, a na jego krwawiącej piersi paliła się deska.
Po 2-3 dniach, wieczorową porą partyzanci, pochowali bohaterów na cmentarzu, pochowano ich w pobliżu grobu Huberów, dzisiaj, niedaleko od tego miejsca znajduje się pomnik legendarnego partyzanta Józefa Zadzierskiego - ps. "Wołyniak”. Pogrzeb organizował Tadek Bielak. Jego siostra Zośka i ja zrobiłyśmy wieńce.
Zrobili tabliczkę z blachy, ozdobioną po bokach rulonami. Wypisali nazwiska i pseudonimy. Było ich chyba 12.
Kpt Ernest Wodecki ps. Szpak
Plutonowy Stanisław Pudło ps. Fajny
Kpr Stanisław Cisek ps. Kawka
Kpr Bogusław Pawłowski ps. Orkan z Łańcuta
Kpr Franciszek Ruta ps Klucz
Kpt Tadeusz Skórski ps. Achilles z Dąbrówek
Stanisław Szust ps Cyma
Józef Kiełboń- sołtys w Tarnawcu, (dziadek Józka Kiełbonia)
Stanisław Rakszawski - komendant Strzelca z Tarnawca
Ćwikła z Brzyskiej Woli
Koledzy partyzanci napisali taki wiersz:
„ A gdy polegnę o drodzy moi,
dojdzie wasz może zza świata głos,
żem był szczęśliwy zginąć za sprawę, dziękując Bogu za taki los.
Nie mówcie nigdy, o drodzy moi, że szkoda moich młodzieńczych lat.
Bo pamiętajcie, że tylko z ofiar
powstaje nowy, lepszy świat”.
Nie pamiętałam czy pochowano ich w trumnach, czy nie. Śpiewano „W mogile ciemnej”.
W latach 50. rodziny, ekshumowały zwłoki z tarnowieckiego cmentarza. Kpt. Ernesta Wodeckiego, kpr Stanisława Ciska kpr Bogusławskiego, Stanisława Szusta, kpt Tadeusza Skórskiego pochowano na cmentarzu w Łańcucie. Ernest Wodecki ur. się 11.06.1904 r. w Gołkowicach (pow. Wodzisław Śl.) Syn Jana i Tekli z d. Czarnota. Został zastrzelony w wieku 40 lat, a nie, jak podano 48 lat.
Budową pomnika zajmował się Władysław Rakszawski.
Napis na tabliczce:
„Żołnierze Armii Krajowej polegli w walce z okupantem 29 czerwca 1944 roku w Kuryłówce”.
Poniżej wypisane ofiary tragedii, jaka rozegrała się tam niespełna miesiąc przed "Wyzwoleniem".
Kilka lat temu, matka kpr. Bogusława Pawłowskiego ps. Orkan, przyjechała z Łańcuta, po uroczystościach wypytywała mamę o zdarzeniach z tamtych chwil. Mama, mówiła jej, że tam nie było czasu na rozmowę, wszyscy żyli pod strachem, wiedząc, że lada moment mogą nadjechać Mongoły.
Matka Orkana opowiadała mamie jaką przeżyła tragedię, była młoda jeszcze. Wiadomo, że syn był narażony na niebezpieczeństwo, liczyła się z tym, że różnie mogło być. Miała córkę, która już jako dorosła zginęła tragicznie, potrąciło ją auto. Tragedia córki ją dobiła.
W jednym z numerów (Nr 3/2013) ukazał się artykuł poświęcony uroczystościom w Tarnawcu z okazji rocznicy tragicznych wydarzeń na Kahlówce w dniu 29 czerwca 1944 roku.
http://akrzeszow.pl/wp/wp-content/uploads/2013/10/Biuletyn-nr3-2013.pdf
***
29 czerwca 2011 roku odbyły się uroczystości z okazji 67 rocznicy tragicznych zmagań żołnierzy AK z Kałmukami na Kahlówce w Kuryłówce. Obchody rozpoczął ks. proboszcz Franciszek Goch uroczystą mszą w Kościele pw św. Józefa w Kuryłówce. Wśród uczestników uroczystości byli przedstawiciele Światowego Związku Żołnierzy Armii Krajowej z Łańcuta i Koła nr 1 w Leżajsku. Hołd poległym żołnierzom złożyły władze gminy Kuryłówka, przedstawiciele Urzędu Miasta Leżajska oraz Towarzystwa Miłośników Ziemi Leżajskiej. Licznie przybyli radni i mieszkańcy wsi Kuryłówka, Tarnawca i Ożanny, a także mimo okresu wakacyjnego młodzież i nauczyciele.
***
*****
****
****
********
****
zobacz też:
Linki:
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz