Jak pamiętam, pierwszymi hasłami wpisanym w wyszukiwarce były nazwiska: Stankiewicz, Ordyczyński, Kiersnowski, Feldman, genealogia, koloniści niemieccy. Ciekawostką i zaskoczeniem był fakt, że hasło 'Ordyczyński' w Internecie w ogóle wówczas nie wystepowało.
A potem to już poszło gładko. Zapisałam sie do POLGENu, przeglądałam witryny , poznałam ciekawych genealogów, którzy chętnie dzielili sie swoim doświadczeniem. Wiele pomogła mi książka profesora Józefa Półćwiartka „Dzieje Leżajska”, z której czerpałam cenne informacje o Leżajszczanach, o historii miasta, o niemieckich kolonistach, którzy osiedlili się w XVIII wieku.
Kolonizacja niemiecka w Galicji zapoczątkowana za czasów cesarzowej Marii Teresy, a potem intensywnie realizowana przez Józefa II, miała być środkiem do wzmocnienia potęgi gospodarczej, finansowej i militarnej państwa austriackiego. Austria po I rozbiorze Polski powiększyła swoje terytorium. Wysłanie na zagarniete tereny ludności niemieckiej o różnych kwalifikacjach, od rękodzielników, rzemieśliników (np. kowale, szewce, ), aż po zwykłych rolników miało na celu zintegrować te obszary z monarchią. Wśród rodzin, które zdecydowały sie osiedlić na terenach Galicji byli również moi przodkowie. Przybyli w okolice Kotliny Sandomierskiej z terenów Austrii, bo chcieli skorzystać z uprawnień nadanych kolonistom w ramach patentu kolonizacyjnego nadanego przez cesarzowa. Mieli dostać ziemie pod zabudowę i pod uprawę, mieli być zwolnieni przez kilka lat od wszelkich opłat, czy danin. Patent normalizował warunki zachecające osiedlanie się w nowo powstałych koloniach. Tereny jakie gwarantował okazywały sie najczęściej nieużytkami, lasami, które trzeba było wcześniej własnoręcznie wykarczować. Musieli sami wybudować sobie dom i budynki gospodarcze. Budowali sobie również własny kościół, szkołę. Cesarzowej zależało na skolonizowaniu terenów przez fachowców katolików, ale z jej oferty chętnie korzystali również wyznawcy kalwinizmu, protestanci, ewangelicy.
Różnie bywało z opieką medyczną.
Wędrówka ludów ogarnęła całe Niemcy, sięgała aż po francuską granicę. Zachętą była nadzieja na własne gospodarstwo, mozliwość lepszej egzystencji, niż dotychczas, gdzie mieszkali na terenach wyniszczonych ciągłymi licznymi wojnami, szalejącymi chorobami, nawiedzanymi klęskami zywiołowymi.
Kolonizacja niemiecka w Galicji zapoczątkowana za czasów cesarzowej Marii Teresy, a potem intensywnie realizowana przez Józefa II, miała być środkiem do wzmocnienia potęgi gospodarczej, finansowej i militarnej państwa austriackiego. Austria po I rozbiorze Polski powiększyła swoje terytorium. Wysłanie na zagarniete tereny ludności niemieckiej o różnych kwalifikacjach, od rękodzielników, rzemieśliników (np. kowale, szewce, ), aż po zwykłych rolników miało na celu zintegrować te obszary z monarchią. Wśród rodzin, które zdecydowały sie osiedlić na terenach Galicji byli również moi przodkowie. Przybyli w okolice Kotliny Sandomierskiej z terenów Austrii, bo chcieli skorzystać z uprawnień nadanych kolonistom w ramach patentu kolonizacyjnego nadanego przez cesarzowa. Mieli dostać ziemie pod zabudowę i pod uprawę, mieli być zwolnieni przez kilka lat od wszelkich opłat, czy danin. Patent normalizował warunki zachecające osiedlanie się w nowo powstałych koloniach. Tereny jakie gwarantował okazywały sie najczęściej nieużytkami, lasami, które trzeba było wcześniej własnoręcznie wykarczować. Musieli sami wybudować sobie dom i budynki gospodarcze. Budowali sobie również własny kościół, szkołę. Cesarzowej zależało na skolonizowaniu terenów przez fachowców katolików, ale z jej oferty chętnie korzystali również wyznawcy kalwinizmu, protestanci, ewangelicy.
Różnie bywało z opieką medyczną.
Wędrówka ludów ogarnęła całe Niemcy, sięgała aż po francuską granicę. Zachętą była nadzieja na własne gospodarstwo, mozliwość lepszej egzystencji, niż dotychczas, gdzie mieszkali na terenach wyniszczonych ciągłymi licznymi wojnami, szalejącymi chorobami, nawiedzanymi klęskami zywiołowymi.
Najbardziej intrygowała mnie sprawa moich niemieckich korzeni ze strony matecznego dziadka Feldmana, który wraz z rodzicami mieszkał w Kuryłówce. Z przekazów rodzinnych wiedziałam, że dziadek Julian i jego rodzice na pewno mieszkali w Kuryłówce. Ale o ich rodzicach to już informacje wymagały sprawdzenia. Na pewno nasi przodkowie pochodzili z terenów Austrii.
Kuzyn mojego dziadka Juliana - Franciszek Feldman, urodził się w 1877 roku. Służbę wojskową odbył w CK Armii Austriackiej w Wiedniu. Pracował tam, jako wartownik Cesarskiej Pralni czy Kuchni (przez 3 lata), następnie przez 2 lata jako adiunkt u kapitana Gwardii Cesarskiej w Wiedniu. Przed wojną pracował w tartaku hr. Marii i Oliwiera Ressequierów w Nisku. Po służbie wojskowej przybył do Niska, postawił dom drewniany, pracując nadal w tartaku, aż do emerytury.
Kuzyn mojego dziadka Juliana - Franciszek Feldman, urodził się w 1877 roku. Służbę wojskową odbył w CK Armii Austriackiej w Wiedniu. Pracował tam, jako wartownik Cesarskiej Pralni czy Kuchni (przez 3 lata), następnie przez 2 lata jako adiunkt u kapitana Gwardii Cesarskiej w Wiedniu. Przed wojną pracował w tartaku hr. Marii i Oliwiera Ressequierów w Nisku. Po służbie wojskowej przybył do Niska, postawił dom drewniany, pracując nadal w tartaku, aż do emerytury.
Prapradziadek Adam Milli ożenił się z Małgorzatą Schösser. Mieszkali w dużym drewnianym domu, w Wólce Sokołowskiej. Małgorzata urodziła trójkę córek i przedwcześnie zmarła. Adam zginął wkrótce po niej, tragicznie w lesie, przygniostło go drzewo.
Odwiedziłam ich rodzinne miejsce, okazało się, że w Wólce Sokołowskiej nie było w tamtym czasie kościoła. Ten, który stoi we wsi jest współczesny, niedawno wybudowany. Ludzie przynależeli do kościoła w Sokołowie Młp. odległym o kilka kilometrów.
W tym kościele kryje się zagadka dotycząca pochodzenia i koneksji rodzinnych. Kim był Adam Milli, kim byli jego rodzice, co wiemy o Małgorzacie Schösser i jej ojcu Franciszku?
Odwiedziłam ich rodzinne miejsce, okazało się, że w Wólce Sokołowskiej nie było w tamtym czasie kościoła. Ten, który stoi we wsi jest współczesny, niedawno wybudowany. Ludzie przynależeli do kościoła w Sokołowie Młp. odległym o kilka kilometrów.
W tym kościele kryje się zagadka dotycząca pochodzenia i koneksji rodzinnych. Kim był Adam Milli, kim byli jego rodzice, co wiemy o Małgorzacie Schösser i jej ojcu Franciszku?
Tajemnica zawarta jest w księgach przechowywanych w kościele w Sokołowie Małopolskim. Niestety, ksiądz jest nieprzystępny i twierdzi, że dokumenty znajdują się w Archiwum Państwowym. Podobne doświadczenia miałam z księdzem Królickim w Tarnawcu. Wystarczyło, że parafią zarządza inny ksiądz, człowiek ‘Dusza’ Franciszek Goch. Przychylnie podejmuje genealogów i udziela im pomocnej dłoni w poszukiwaniach.
W rodzinie Szczepkowskich mówiło się, że przodkowie pochodzą z okolic niemieckiej Nadrenii w pobliżu francuskiej granicy. Kiedy wybuchła I wojna światowa Kazimierz Szczepkowski, jako oficer marynarki austrowęgierskiej, został zmobilizowany, zaś żona Maria (kuzynka mojej prababki) wraz z dziećmi wyjechała na Morawy ( w okolice Brna), podobno w rodzinne strony Millich. Ich cenną rodzinną pamiątką jest porcelanowa zastawa stołowa, którą Szczepkowscy dostali w prezencie ślubnym od rodziny z Moraw.
W Polskim Słowniku Biograficznym figuruje Jan Szczepkowski, brat Kazimierza Szczepkowskiego, o którym piszę w blogu 'Księgi kościelne odkrywają tajemnice'
s. 377: SZCZEPKOWSKI Jan (1878-1964) rzeźbiarz [znalezione]
oraz bratanek Kazimierza syn Michała Szczepkowskiego
Z przesłanego mi przez Bartka Blaschke odpisu aktu ochrztu Jana Nepomucena Milli można dowiedzieć się, że ród Millich osiedlił się w Tarnawcu co najmniej na początku XIX wieku. Babcia Bartka twierdziła, że pochodzili z Bawarii. Pisownia nazwiska pojawiała sie różnie pisana. Mily, Milly, de Mily. Najprawdopodobniej wywodzi się od nazwiska Miiler.
Reasumując mogę przypuszczać, że przodkowie istotnie przybyli z Austrii, ale nie wykluczone, że wcześniej przybyli z terenów niemieckich landów, może i spod francuskiej granicy. Bieda, głód, epidemie zmusiły ich do skorzystania z szany, jaką dała im Maria Teresa wydając patent kolonizacyjny. Darmowy grunt, mozliwośc zagospodarowania się na całkiem korzystnych warunkach. Czemu nie skorzystać z takiej szansy?
Podobnie jak inne rodziny zebrali się i wyruszyli na wschód. Punktów werbunkowych było kilka. Moi być może przyjechali w okolice Wiednia. Inni do Frankfurtu. Tam otrzymali przepustkę do nowego życia, z nadzieją na lepsze.
Można by się pokusić, skąd przybyli przodkowie, może niekoniecznie moi, ale w ogóle koloniści związani bezpośrednio z terenami takimi, jak Kuryłówka, Tarnawiec (Dornbach), Leżajsk, Gillershof, Baranówka, Koenigsberg etc
Dane do takiej analizy znajdują się na stronie http://www.galizien.org/webtrees/search.php
Dzień dobry,
OdpowiedzUsuńja również posiadam niemieckie nazwisko Eisenbart, moi przodkowie żyli na terenie roztocza środkowego ( okolice Tomaszowa Lubelskiego, Bełżca). Jeśli w swoich zbiorach zauważył Pan jakiekolwiek informacje na ten temat to będę bardzo wdzięczny za kontakt.
proponuję podjąć temat na stronie Genealodzy Zamojszczyzny na FB
OdpowiedzUsuń