Strony

niedziela, 12 lutego 2012

Antoni Stankiewicz. Praca w III Rzeszy. Między pracą a pracą

Część VI wspomnień

Ciężka praca u bambra, podłe jedzenie i żadnych rozrywek. Co może robić, by nie zwariować siedemnastoletni letni chłopak z dala od rodziny, od Ojczyzny, upokarzany na każdym kroku przez niemieckich bambrów?
Przy pomocy prymitywnych narzędzi, mając siekierę, oślik i nóż- wystrugałem sobie skrzypce. W prezencie od listonosza dostałem struny.
Grywałem na nich z wielką pasją, przenosząc się myślami do moich rodzinnych stron.
Tęskniłem za swoim krajem lat dziecinnych, za beztroskimi zabawami z dziećmi, za łowieniem ryb w górskim potoku, za polowaniami z ojcem w bieszczadzkich lasach i pewnie też za swoimi skrzypcami, które dostałem kiedyś od ojca, a które zostały w Żubraczem.
Nikt mnie nie uczył gry na tym instrumencie. We wsi nie było nawet szkoły podstawowej, a co dopiero szkoły muzycznej. Moi młodsi koledzy Adam i Leon Adamczyk umieli grać dobrze, być może to od nich się nauczył gry. Woźnica Janek i Bronek, koledzy z podwórka też grali na skrzypcach.
Kiedy po latach odwiedziłem swojego bambra w Bawarii, jego syn przypomniał mi, że w czasie wojny miałem własnoręcznie zrobione skrzypce, na których namiętnie grywałem.
Tony! Co się z nimi stało?- wypytywał.
http://www.aordycz.com/hobby/anstankiewicz.htm
Wszystkich robotników obowiązywał rygor i surowe zakazy. Ciężka ponad ludzkie siły niewolnicza praca. Obowiązywał zakaz opuszczania miejsca pracy bez specjalnego zezwolenia. Za naruszenie zakazu miałem dwie, może trzy nagany. 
Niemcy mieszkający w okolicy Neunburga byli narodem katolickim. Każdą niedzielę i święta podążali do kościoła na mszę na godzinę 10 rano. Po kościele chyba każdy z nich wstępował do gospody na kilka piw, czasem pograć w zechcyka, a potem wracali do domu na obiad. My również mogliśmy w niedzielę chodzić do kościoła na mszę. 
My Polacy też mieliśmy swoją piwiarnię w Neunburgu, do której schodzili się z okolicznych gospodarstw prawie wszyscy Polacy. Przy kuflu piwa można było dowiedzieć się co nowego na froncie, co w polityce, jak się komu pracuje u swojego bauera. 
Zdarzało się, że urządzaliśmy sobie polowania. W pobliskich lasach rogaczy było do cholery. Zaproponowałem Piotrkowi z Dębicy
- Piotrek idziemy na polowanie? 
Idziemy. 
Piotrek, który był krótkowidzem miał karabin z I wojny światowej, pociski z mausera nie pasowały.

Raz ty strzelasz, raz ja strzelam. Gdy był na obstrzale, zrobił zasłonę z gałęzi, po I strzale Piotrek zmierza się do strzału, a ja widzę, jak 2 Amerykanów zbliża się w naszym kierunku. Piotrek nie strzelaj, próbowałem go ostrzec, ale nie zdążył i wypalił. Amerykanie pojechali dalej.
Zacząłem uciekać, zgubiłem zegarek, nie było czasu na szukanie, bo zobaczyłem rogacza. Daj karabin bo tam rogacz jest. Strzeliłem i trafiłem.
Zanieśliśmy rogacza do Niemca, który opowiadał, że jest komunistą. Oporządziliśmy. Zjedliśmy obiad, wypiliśmy wino. 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz