Strony

piątek, 3 lutego 2012

Antoni Stankiewicz. Praca w III Rzeszy w gospodarstwie u pani Wasyl


Część III Wspomnień

Z gospodarstwa Georga Schmidta na gospodarstwo do jego siostry Wasyl trafiłem, jak to się mówi, z deszczu pod rynnę. Nowa propozycja pracy okazała się jeszcze większym niewypałem. Pani Wasyl była niesamowicie niechlujną kobietą, chorą na oczy, wiecznie zasmarkaną osobą. Kobieta nie do zaakceptowania pod względem czystości, ładu i porządku w swoim obejściu. Ale polecenie przeprowadzki wykonałem, ku zmartwieniu Georga, a ku zadowoleniu jego siostry Wasyl.
Georg Schmidt na odchodne powiedział mi: 
'Jeśli tak chcesz, to tak masz'. 
Na pewno w duchu myślał sobie, że długo nie wytrzymam u jego siostry i pewnie liczył na to, że wkrótce wrócę do niego. Szybko żałowałem podjętego kroku. Schmidt miał wiele racji, ale moja ambicja nie pozwalała mi inaczej postąpić. Pożegnałem się mówiąc do widzenia i odszedłem.
Biedna wdowa, wiecznie chora miała chyba 2 krowy, dwa byki, które służyły za siłę pociągową w tym gospodarstwie. Zgłosiłem się do niej z pismem Arbeitzantu polecającym moje usługi niewolnika w III Rzeszy. Byłem potwornie głodny, zmęczony, zdenerwowany tymi zajściami w ciągu całego dnia. Dostałem posiłek, zjadłem kilka łyżek zupy i od razu odechciało mi się jeść. Mimo, że byłem naprawdę głodny, zupa stanęła mi w gardle i nie mogłem jej przełknąć. Zupa gotowana na zjełczałym boczku, przesiąknięta dymem wędzarnianym sprzed pół roku nie stanowiła zachęty do jedzenia.
Pomyślałem sobie, że przede mną otworzył się nowy rozdział przeżyć, na pewno bardzo negatywnych.
Na drugi dzień rano spełniłem obowiązki, które do mnie należały, po wykonaniu roboty w oborze dostałem na śniadanie białą zupę i chleb. Po śniadaniu kolejna praca: załadowanie gnoju ze stajni wywożenie na pobliskie go pola. Taka praca trwała kilka dni.
Nie tylko ja byłem wiecznie niezadowolony z pani Wasyl -mojej gospodyni. Entuzjazmem nie pałał również Eugeniusz Biały, pochodzący z przeworskiego, który u niej też pracował. On często awanturował się z naszą chlebodawczynią, był niezadowolony, do tego stopnia, że kilkakrotnie próbował uciekać do Polski, by wyzwolić się spod jej jarzma. Niestety, bezskutecznie. Każda ucieczka kończyła się porażką. Zawsze złapała go policja i po odsiedzeniu 3-4 miesięcy aresztu przekazywano go z powrotem do pani Wasyl. Eugeniusz był chory na kurzą ślepotę. Jakie były jego dalsze losy, nie mam pojęcia. Nie zauważyłem, aby po zakończeniu wojny, wracał do Polski.
Szczegółów nie będę opisywał, bo dzień jak każdy dzień, był dla nas obydwóch trudnym do przełknięcia. 
Na każdym kroku dawałem sygnały swego niezadowolenia z pobytu u niechlujnej bauerki, realizując swój plan odejścia od niej.
Po dwóch tygodniach utajonej ciszy między nami, przy śniadaniu wskazałem jej, że w zupie znajduje się sierść krowy. Dała mi jakąś wykrętną odpowiedź, ale moja prowokacja dała jakieś skutki, bo nastąpiła poprawa przygotowanych potraw. Nie odpuszczałem. Wrzuciłem sierść do zupy i pokazałem jej, że nadal traktuje nas gorzej od bydła. Coraz częściej między nami dochodziło do spięć. Ona oskarżała mnie o kradzież boczku, a ja zarzucałem jej o marne jedzenie. W końcu p. Wasyl uznała, że między nami już nigdy nie będzie zgody.
Pewnego dnia p. Wasyl wyjechała do Arbeitzantu z zamiarem wymiany mnie na jakiegoś Francuza. Próba się nie udała, bowiem niektórzy Francuzi z określonego powiatu mieli być zwolnieni z niewoli i wypuszczeni do domu. Kiedy wróciła z Neuburga, ironicznie spytałem ją co załatwiła. Musiałem ją nieźle wyprowadzić z równowagi, bo odpowiedziała mi:
-a ciebie to gówno obchodzi
-mnie to właśnie obchodzi, bo twojego gówna nie będę więcej jadł
-tyś mi ukradł boczek – krzyczała
-nie chcę patrzeć na twój boczek i twój bród
-nie mam żadnego brudu -usprawiedliwiała się p. Wasyl
-no pewnie! twoja centryfuga aż się zatkała z brudu, bo jej nie myjesz- obrzucałem ją kolejnymi zarzutami, po czym poszedłem za nią do komory i pokazałem ten bród i panujący smród.
Wkurzyło to p. Wasyl. Kiedy kolejny raz ponawiła oskarżenia o kradzież boczku, wyprowadzając mnie z równowagi, doszło do ostrej wymiany zdań, po czym pchnąłem ją, upadła na kanapę. Kiedy wstała, wyleciała na podwórze z ogromnym wrzaskiem, krzycząc do syna
-Michał, Michał! Jedź na policję i powiedz, że ten Polak chce mnie zabić.
Faktycznie policja przyjechała, ale dopiero następnego dnia, około godz. 10. Zastała nas w polu podczas sadzenia brukwi.
-ty jesteś Stankiewicz? -spytał policjant
Kiedy potwierdziłem, zaprowadził mnie do drogi polnej i tam zaczął okładać mnie po twarzy i kopać po pośladkach. Wytrzymałem te uderzenia i kopniaki. Starałem się opanować, powstrzymywałem się przed wybuchem agresji z mojej strony. Chciałem przedstawić mu swoje argumenty, ale on nawet nie próbował mnie wysłuchać. Kiedy policjant zakończył swą operację fizycznego znęcanie się nade mną, oświadczyłem mu, że nie mam zamiaru godzić się na ciężką pracę w takich warunkach, gdzie panuje bród, smród i ogromne niechlujstwo. A jeśli mi nie wierzy, niech spyta pana Grolla. 
Policjant chyba odwiedził pana Grolla, zasięgnął jego opinii, a ten najprawdopodobniej potwierdził i zgodził się z moimi zastrzeżeniami i argumentami. Po kilku dniach zjawił się ponownie policjant z Neunburga. Zawołał mnie i panią Wasyl i nakazał nam, że ja mam dobrze pracować, a p. Wasyl ma dobrze gotować.
Powoli sytuacja między nami zaczynała się stabilizować. Pani Wasyl starała się jak mogła, a ja udawałem, że nie widzę niedociągnięć. Przepracowałem jeszcze około 3 miesięcy u pani Wasyl. 
cdn

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz